Recenzja - Knack (PS4)

Knack to jedna z dwóch gier wypuszczonych przez Sony na premierę konsoli PlayStation 4 . Ciekawa historia, oryginalna postać robota przyci...

Knack to jedna z dwóch gier wypuszczonych przez Sony na premierę konsoli PlayStation 4. Ciekawa historia, oryginalna postać robota przyciągającego różnorodne odłamki, next-genowa grafika oraz tryb kooperacji? To nie mogło się nie udać! I zgadza się jakoś to wyszło, ale nie można oprzeć się wrażeniu że Japan Studio nie wykorzystało w pełni potencjału jaki drzemał w tym tytule.

  

Relikty przeszłości

Knack to sympatyczna maszyna stworzona przez doktora Vargasa, który przez wiele lat studiował relikty starożytnej cywilizacji. W końcu udało mu się znaleźć sposób, aby połączyć tajemnicze odłamki ze sobą i dać im świadomość. Efektem jest wszechstronny robot, który jest nie tylko doskonałym narzędziem do walki ale może także zmieniać swoją formę. Pierwotnie Knack miał być wsparciem w wojnie z goblinami na których czele stoi antagonista - Gundahar. Paradoksalnie już po przejściu zaledwie kilku poziomów okazuje się, że to nie zielone stwory stanowią największe zagrożenie dla ludzkości. Fabuła jest dość przewidywalna i do bólu liniowa, a samą grę możemy przejść niestety jedyną słuszną drogą. 


Rozgrywka

Do gry wprowadza nas sprytnie wpleciony samouczek podczas, którego doktorek pokazuje zgromadzonej elicie swój wynalazek. Poznajemy w nim także większość ciekawych postaci, które będą nam (niestety biernie) towarzyszyły przez całą grę. Operowanie Knackiem jest bardzo proste, powiedziałbym że nawet zbyt uproszczone nawet jak na platformową grę 3D. Nie wiem dlaczego twórcy zdecydowali się jedynie na wykorzystanie analogów oraz podstawowych przycisków. Poruszamy się lewym drążkiem, natomiast prawym unikamy ataków, krzyżyk odpowiada za skok, kwadrat za wyprowadzanie ataków, a trójkąt za zmianę formy lub interakcję z otoczeniem. W miarę postępów w grze możemy dodatkowo oblokować trzy supermanewry odpalane z pomocą kombinacji powyższych przycisków: falę uderzeniową, spustoszenie i burzę. Mamy jeszcze możliwość rzucania niektórymi pojazdami i to w zasadzie tyle.


Na swojej drodze napotkamy wielu przeciwników i trudno nie oprzeć się wrażeniu że mają oni zdecydowanie ciekawszy wachlarz zdolności niż sam Knack. Gobliny, czołgi, ptaszyska, żołnierze czy ogromne konstrukty nieraz zaskoczą nas efektowną serią ciosów. Pod koniec większości z poziomów czeka nas podzielone na kilka faz starcie z dość wymagającym bossem. O przypadkową śmierć łatwo, ponieważ nasza postać mimo osiąganych ogromnych rozmiarów nadal pozostaje delikatna jakby była ze szkła. Porażka boli tym bardziej, że kolejne punkty zapisu zostały rozmieszczone dość nierówno i często trzeba pokonać wiele grup przeciwników zanim dotrzemy do celu. 


Wraz z upływem czasu przekonamy się, że Knack potrafi przyciągać nie tylko relikty, ale także drewno czy lodowe sople. I choć pozostałe formy są mniej trwałe to znacznie ułatwiają one rozgrywkę wprowadzając jednocześnie pewne urozmaicenie. Łamigłówek i elementów logicznych jest w tej grze jak na lekarstwo i same w sobie nie stanowią wielkiego wyzwania. Jeśli miałbym podać powody dla których warto przejść Knacka kilka razy byłyby to trofea oraz ponad 60 sekretnych komnat, w których znajdziemy kolekcjonerskie gadżety pozwalające zmodyfikować wygląd i umiejętności naszego bohatera.


Knack jako jedyny tytuł startowy w dniu premiery oferuje tryb współpracy dla dwóch osób przy jednej konsoli. Niestety wiele aspektów kooperacji zwyczajnie zawodzi. Szczególnie frustrujące jest granie pomocnikiem głównego bohatera - Robo Knackiem. Na każdym kroku gra pokazuje, że ta postać jest tylko dodatkiem. Odniosłem wrażenie, że posiada ona jeszcze bardziej zubożały zestaw umiejętności niż główny bohater. Zaletą jest natomiast możliwość leczenia i utrzymywania naszego protoplasty przy życiu. 


Nie wiadomo dlaczego kamera przez cały czas skupia się na Knacku pozostawiając jego pomocnika samemu sobie. Jeśli przypadkiem wybiegniemy poza ekran widzimy tylko strzałkę i nie jest łatwo po takim zabiegu wrócić do akcji. Kiedy główna postać zginie, gra cofa nas do ostatniego miejsca zapisu bez względu na to czy Robo Knack przeżył czy tez nie. Na filmikach w cudowny sposób Robo Knack znika i widzimy jedynie właściwego Knacka bez pomocnika. Osoba zalogowana i grająca Robo Knackiem może także zapomnieć o odblokowaniu jakichkolwiek trofeów. 


Grafika i dźwięk

Na pewno nie potraktowałbym grafiki Knacka jako wizytówki kolejnej generacji. O ile gra jest bardzo kolorowa, a same animacje dość widowiskowe to muszę otwarcie powiedzieć, że spodziewałem się czegoś więcej. Porównując Knacka przykładowo do tytułów serii Lego z poprzedniej generacji zyskujemy jedynie wyższą rozdzielczość i nieco wygładzone tekstury. 


Rozczarowujące jest to, że gra hula na dużo bardziej zaawansowanym technologicznie sprzęcie, a w praktyce ciężko to odczuć. Mało tego, w ferworze walki zdarzają się spadki animacji. Kiedy podczas podróży przez szyb wentylacyjny uzyskujemy zbliżenie naszej postaci widać wszystkie jej mankamenty. To samo można powiedzieć o budynkach czy drewnianych konstrukcjach, które wyglądają przeciętnie i rozpadają się w mało efektowny sposób. Można natomiast pochwalić twórców za przerywniki filmowe, które stanowią bardzo dobre uzupełnienie rozgrywki. To solidna porcja świetnych animacji.


Oprawa muzyczna Knacka jest po prostu dobra. Przygrywająca bajkowa muzyka nie jest inwazyjna, ale jednocześnie nie są to motywy które zapadają szczególnie w pamięć. Odgłosy walki i świata są co najmniej poprawne i nie mam do nich zastrzeżeń. Plusem jest to, że przez głośniczek dual shocka 4 sączą się dźwięki absorbowanych kryształków. Bardzo pozytywne wrażenie robi pełna polska wersja językowa. Aktorzy w znakomitej większości zostali dobrze osadzeni w poszczególnych rolach.


Udany eksperyment czy kupa złomu?

Knack przy pierwszym podejściu jest dość długą jak na dzisiejsze standardy grą. Przejście tego tytułu na normalnym poziomie zajęło mi około 12 godzin. Czy długość gry może być wadą? Wcale nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby Japan Studio skróciło Knacka tak o 1/3 ale w zamian popracowało nad mechaniką i innymi aspektami rozgrywki. Co z tego, że nasz główny bohater jest bardzo ciekawą postacią skoro sterowanie nim jest totalnie archaiczne? Nic nie tłumaczy twórców w kwestii niewykorzystania bumperów i triggerów w padzie, o panelu dotykowym nie wspominając. Co z tego, że jest całkiem sporo różnorodnych miejscówek do odwiedzenia skoro już w połowie gry do rozgrywki wkrada się nuda?


To nie jest tak, że nie ma za co Knacka pochwalić. Solidnie zrealizowane przerywniki filmowe, zróżnicowani przeciwnicy, wiele poziomów i ciekawe sekrety do odkrycia to jednak niewiele jak na tytuł startowy sygnowany logiem Sony mający nakręcić sprzedaż PlayStation 4.


Dla kogo jest więc produkcja z sympatycznym robotem na okładce? Przede wszystkim dla ludzi chcących pograć w kooperacji z dziećmi, które nie przykładają większej uwagi do trofeów i dla których liczy się przyjemność płynąca z rozgrywki. Knack będzie też dobrym tytułem dla niedzielnych graczy, którzy nie mieli zbyt wiele do czynienia z platformówkami z poprzedniej generacji. Starzy wyjadacze, którzy zjedli zęby na Crash'u, Sonic'u, Raymanie, Little Big Planet czy kolejnych odsłonach Lego nie mają tu czego szukać. Knack absolutnie niczym ich nie zaskoczy, może poza wysoką ceną.

OCENA
 6/10

 Zalety:  
- przyjemne przerywniki filmowe
- zróżnicowani przeciwnicy
- wiele poziomów i sekretów do odkrycia
- polski dubbing

Wady:
- archaiczne sterowanie
- praca kamery w trybie kooperacji 
- spadki animacji  
- wszechobecna wtórność 

Grałem na:
PlayStation 4  

6 komentarzy:

Życzenia z Okazji Świąt Bożego Narodzenia

Z Okazji Świąt Bożego Narodzenia chciałbym złożyć Wam najserdeczniejsze życzenia; odpoczynku od codziennego chaosu, mnóstwa niepohamowan...


Z Okazji Świąt Bożego Narodzenia chciałbym złożyć Wam najserdeczniejsze życzenia; odpoczynku od codziennego chaosu, mnóstwa niepohamowanej radości i uśmiechu w rodzinnym gronie, spełnienia najskrytszych marzeń oraz wymarzonych prezentów pod choinką. Niech te kilka wyjątkowych, krótkich dni pozwoli doładować Wam akumulatorki (nie tylko w padach :P) na kolejny dobry rok.


Korzystając z okazji chciałem też serdecznie podziękować wszystkim czytelnikom za wiele kliknięć, odwiedzin i pozytywnych komentarzy w temacie mojego bloga - Jeszcze Jeden Level. To właśnie dzięki Wam znajduję motywację, aby pisać o naszej wspólnej pasji - grach video.

 

Ostatnie, aczkolwiek równie ważne słowa podziękowania kieruję do mojej ukochanej żony :) Bez Twojego wsparcia wątpię, aby ten blog w ogóle powstał. Dziękuję za pomoc zarówno w tych radosnych jak i trudnych momentach.

0 komentarzy:

PlayStation 4 - Edycja Gracza w końcu rozpakowana! (unboxing)

Po wielu przejściach, śnieżycach i zawieruchach w końcu dotarła do mnie długo wyczekiwana konsola  PlayStation 4 w komplecie nazywanym  Ed...

Po wielu przejściach, śnieżycach i zawieruchach w końcu dotarła do mnie długo wyczekiwana konsola PlayStation 4 w komplecie nazywanym Edycją Gracza. Chciałem ją dla Was rozpakować co prawda już wcześniej, ale za sprawą pewnego brytyjskiego sklepu zaliczyłem mały poślizg. Jeśli kogoś interesuje ta historia to umieściłem ją na końcu wpisu. A teraz już zapraszam do obejrzenia nowej konsoli Sony.
 
 PlayStation 4 Edycja Gracza 
 
 
 
Duże pudło w całej okazałości
 
W środku "walizeczka z konsolą" oraz pozostałe akcesoria w specjalnym, kartonowym module
 
 
Zawartość "walizki"
 
 
Komplet w całej okazałości:
 
- konsola PlayStation 4
- dwa pady Dual Shock 4
- kamera
- monofoniczny zestaw słuchawkowy
- kable; zasilający, hdmi, oraz do ładowania pada
- papierzyska (instrukcja, gwarancja itd.)
- gra Killzone: Shadow Fall
 
Jako bonus co ciekawsze części składowe zestawu:
 
Dual Shock 4
 
 
 
Kamera
 
Konsola PlayStation 4
 
Muszę przyznać, że do ostatniej chwili liczyłem na "japończyka" i jak to mówią nadzieja umiera ostatnia. Na szczęście żyjemy w czasach w których normy i proces produkcji tych urządzeń jest praktycznie taki sam bez względu na fabrykę w jakiej konsola powstaje. Mam nadzieję, że PlayStation 4 będzie mi długo służyć mimo tego, że jest "Made in China" ;)
 
 
Miałem dotychczas raptem kilka godzin, aby nacieszyć się konsolką także minie jeszcze trochę czasu zanim podzielę się z Wami konkretami dotyczącymi użytkowania nowego sprzętu. Póki co PlayStation 4 oczarowała mnie swoim wyglądem i wygodą obsługi Dual Shocka 4. Aktualnie ogrywam Killzone: Shadow Fall i Knack'a (wspólnie z żoną), a w kolejce czeka jeszcze Fifa 14 i Battlefield 4 (upgrade z PS3). Jeśli chcielibyście wiedzieć coś konkretnego i macie jakieś pytania dotyczące nowej konsoli Sony to śmiało zadawajcie je w komentarzach a ja postaram się udzielić na nie odpowiedzi.
 
 
Dlaczego nigdy więcej nie zamówię żadnego drogiego sprzętu na amazon.uk?
 
Chciałem Was przestrzec, że ten sklep nie traktuje poważnie kupujących zza granicy. Złożyłem pre-order na powyższy zestaw 12 czerwca i 27 listopada Amazon zdjął kasę z mojej karty (z racji wysyłki towaru). W niedzielę rano (1 grudnia) otrzymałem informację, że moja paczka nie może zostać dostarczona i otrzymam zwrot pieniędzy na konto. Pracownik serwisu stwierdził że nie może podać przyczyny takiego stanu rzeczy (paczka mogła ulec zniszczeniu, zaginąć, etykietka mogła się odkleić i tym podobne farmazony). Zamawiałem już od nich wcześniej jakieś drobne rzeczy i nigdy nie było żadnych problemów z dostarczeniem.
 
 
Mimo zamówienia złożonego dobre pół roku temu nie została mi zaproponowana żadna konsola. Zwrot pieniędzy otrzymałem w ciągu trzech dni, tyle że była to kwota prawie o 200 złotych niższa z powodu przewalutowania. Amazon natomiast umywa ręce i każe kierować roszczenia do mojego banku. Tym sposobem zostałem bez konsoli i uboższy o kwotę wartości jednej gry w portfelu. Przeglądając forum widziałem, że tak poszkodowanych ludzi jest znacznie więcej. Nigdy więcej nie kupię w amazon.uk niczego wartościowego.
 
Ostatecznie jednak udało mi się zdobyć PlayStation 4 w Edycji Gracza w Polsce. Mam sprzęt i gram!!! Mam nadzieję, że przy okazji tej premiery chociaż Wam życie oszczędziło takich dość kosztownych lekcji.

0 komentarzy:

Recenzja - Battlefield 4 (PC)

Zapowiedzi gry szwedzkiego studia  Dice i jej ogromna kampania reklamowa były bardzo obiecujące. Ponadto przeprowadzona otwarta beta dod...

Zapowiedzi gry szwedzkiego studia Dice i jej ogromna kampania reklamowa były bardzo obiecujące. Ponadto przeprowadzona otwarta beta dodatkowo rozbudziła apetyty fanów sieciowych strzelanin. Czy 31 października nastąpił kolejny przełom i czy Battlefield 4 ma szanse zostać strzelanką roku? Odpowiedź znajdziecie w poniższym tekście.
 
 
Kampania

Mamy rok 2020, w którym to świat balansuje na krawędzi chaosu. Jest to efekt narastającego przez ponad 6 lat konfliktu pomiędzy Federacją Rosyjską, a USA. Jakby tego było mało w Chinach Admirał Chang planuje obalić obecny rząd swojego kraju w wyniku czego uzyskałby pełne poparcie Rosjan. Sytuację dodatkowo komplikuje zamieszanie sił USA w zabójstwo Jin Jie - "przyszłego lidera i głosu pokoju" Chin. W odpowiedzi na zamach, Chang wykorzystał okazję do anulowania wyborów nowego lidera i wprowadza stan wojenny. Wywołało to protesty cywilów i masowe starcia z policją, w wyniku czego ulice Szanghaju zapłonęły żywym ogniem. Zarówno siły USA jak i Federacji Rosyjskiej rozmieściły swoje wojsko u wybrzeży Chin czekając w gotowości na kolejną wielką wojnę. 
 
 
Jako sierżant Daniel Recker wraz z pozostałymi członkami oddziału Grabarzy otrzymujemy zadanie zatrzymania Changa i tym samym niedopuszczenia do wybuchu konfliktu na masową skalę. To tyle słowem fabularnego wstępu. A jak w akcji prezentuje się sama kampania? Odpowiedź nie jest jednoznaczna, bo w dużej mierze zależy czego od niej oczekujecie. Dla mnie tryb dla pojedynczego gracza w Battlefieldzie 4 miał być jedynie przypomnieniem sterowania, pokazem możliwości nowego silnika i rozgrzewką przed prawdziwą rozwałką w sieci. I w tej roli sprawdza się całkiem dobrze.
 
 
Zdemolowałem więc z moim oddziałem hotel i uciekałem przed czołgiem ulicami Szanghaju, niszczyłem nieprzyjacielskie łodzie na Morzu Południowochińskim, zrównałem z ziemią przy pomocy różnych pojazdów bazy przeciwnika w Singapurze po to by kilka chwil później zamarzać w Górach Kunlun. Kampania jest moim zdaniem ciekawsza i sprawia wrażenie mniej oskryptowanej niż w Battlefieldzie 3. Tam niezmiernie irytowały mnie miejsca w których bez przerwy pojawiali się wrodzy żołnierze dopóki nie przekroczyliśmy ustalonej przez grę linii. W Battlefieldzie 4 nie doskwierało mi to praktycznie wcale. Akcja dzieje się szybko, a miejscówki które przyjdzie nam odwiedzić są dość różnorodne. Nie zabawimy zresztą w żadnej z nich zbyt długo. Ucieszyła mnie poprawiona skuteczność naszych towarzyszy, którzy nareszcie lepiej reagują na rozkazy i likwidują wrogich żołnierzy. Należy jednak uważać co bierzemy na cel, bo nasz oddział choć skuteczny - nie grzeszy inteligencją i bez wahania rozpocznie ostrzał z broni maszynowej na przykład nieprzyjacielskiego
czołgu.
  
 
Fajnym pomysłem było dodanie skrzynek z zaopatrzeniem, bo dzięki temu nie musimy przywiązywać się na dłużej do dwóch konkretnych broni. Wystarczy zajrzeć do zaznaczonego na mapie schowka, aby uzyskać dostęp do całego, odblokowanego przez nas arsenału. Możemy go poszerzać poprzez podniesiony sprzęt nieprzyjaciół czy za kolejne postępy w grze. Każda misja zostanie ponadto nagrodzona nagrodzona brązowym, srebrnym lub złotym medalem. Autorzy umieścili w kampanii trzy możliwe zakończenia, które jednak sprowadzają się zaledwie do kilku linijek
dodatkowych dialogów. To niestety tylko ciekawostka.
 
Sieciowe pola bitwy

Tryb sieciowy to sama esencja Battlefielda 4 i nie ma się co dziwić, że twórcy położyli główny nacisk właśnie na ten aspekt gry. Wieloosobowe potyczki są niesamowicie grywalne i dostarczają konkretną dawkę adrenaliny. Co zmieniło się w stosunku do poprzednich odsłon serii?
 
 
Do naszej dyspozycji Dice oddało w dniu premiery 10 map i 7 różnych trybów rozgrywki. W zasadzie każdy znajdzie wśród nich coś dla siebie, niezależnie od stylu gry. Zmagania można toczyć w wielu malowniczych miejscówkach tj. fabryka 311, linia kolejowa Golmud, kurort Hajnan czy choćby dobrze znany z bety Szanghaj. System Levolution znalazł zastosowanie w większości z nich. Powoduje on, że  prowadzona rozgrywka za sprawą konkretnych wydarzeń zmienia się praktycznie w locie. Przykładowo w strefie powodziowej całą mapę powoli pochłania woda, co wymusza zmianę dotychczasowej taktyki i zastosowanie wsparcia w postaci
motorówek, amfibii czy helikopterów. Z kolei gdy wysadzimy głowicę jądrową w Fabryce 311 odkryją się przed nami nowe przejścia i składy amunicji, które nie były dostępne wcześniej. Nawet jeśli po hucznych zapowiedziach Levolution spodziewaliśmy się znacznie więcej to i tak muszę przyznać, że takie właśnie smaczki wyjątkowo potęgują dynamikę rozgrywki.
 
 
Wśród trybów gry oprócz tak kultowych jak m.in. Podbój, Szturm czy Drużynowy Deathmatch znajdziemy także dwa zupełnie nowe - Unicestwienie i Neutralizacja. W pierwszym z nich na mapie pojawia się bomba o którą walczą dwa zespoły. Po przejęciu ładunku wystarczy go uzbroić w jednym z trzech wrogich punktów. Po zdetonowaniu bomba pojawia się w losowym miejscu. Drużyna, której uda się powtórzyć tę operację trzy razy wygrywa. Neutralizacja to natomiast najbardziej śmiertelny ze wszystkich trybów gry. Każdy z graczy ma tylko jedno życie, a śmierć oznacza nasz powrót na mapę dopiero w następnej rundzie. Zespoły mogą wygrać przez całkowite wyeliminowanie drużyny przeciwnika lub przez zniszczenie jednego z punktów wroga. Oba nowe tryby są bez wątpienia ciekawe i stanowią niezły przerywnik między kolejnymi partyjkami Podboju.
 
 
Rola dowódcy to coś za czym gracze tęsknili od dawna i Dice postanowiło w końcu wysłuchać ich próśb. Wcielając się w jego rolę nie bierzemy udziału w walce na polu bitwy, ale patrzymy na wszystko z góry. Możemy wyznaczać cele do ataku, a także wspierać na kilka sposobów naszych sojuszników. Jest tylko jedno ale... Jeśli chcemy naprawdę czerpać przyjemność z bycia dowódcą to powinniśmy wcześniej skompletować drużynę, która zechce nas słuchać. Biorąc udział w losowych rozgrywkach szanse na to są raczej nikłe, a nie sądzę że kręci Was bezsensowne klikanie na ikonki przez całą rundę.
 
 
Battlefield 4 stawia jeszcze bardziej na grę drużynową. Udane działanie w grupie nagradza cały skład dodatkowymi, pasywnymi bonusami takimi jak szybszy sprint czy większa ilość granatów. Na deser otrzymujemy dodatkowe możliwości personalizacji postaci w postaci unikalnego kamuflażu zarówno dla naszego żołnierza jak i dzierżonej przez nas broni. Co kilka poziomów otrzymujemy dostęp do paczek uzbrojenia, które obdarowują nas losowo nowymi giwerami, ulepszeniami przedmiotów czy nieśmiertelnikami.
 
Grafika i dźwięk

Battlefield 4 hula na podrasowanym silniku Frostbite 3 doskonale znanym z poprzednich odsłon serii. Jakość tekstur uległa co prawda tylko nieznacznej poprawie, natomiast znaczny nacisk został położony na poprawę detali. Wprost fenomenalnie wyglądają promienie słoneczne wpadające przez podziurawione sufity baraków i unoszący się w powietrzu pył. Natomiast eksplozje rozmaitych instalacji, sypiące się iskry i buchający ogień wyglądają jeszcze bardziej realistycznie niż dotychczas. Bardzo cieszy, że destrukcja otoczenia ponownie wraca na wysoki poziom będący przecież znakiem rozpoznawczym serii. Nawet jeśli napotykamy pewne ograniczenia to doskwierają one o wiele mniej niż w Battlefieldzie 3. Wiele budynków można zrównać z ziemią, a wystrzelone kule efektownie przeszywają napotkane na swej drodze przeszkody. Płynność gry na moim sprzęcie wahała się od 40-70 klatek ze szczegółami ustawionymi na ultra w rozdzielczości 1920x1080.  
 
 
Muzyka pojawiająca się podczas kampanii jest nieinwazyjna i dobrze dobrana do sytuacji. Natomiast dźwięki i wybuchy to najwyższa liga do której Dice zdążyło już nas przyzwyczaić. Oczywiście o ile akurat je słychać, o czym szerzej za chwilę.
 
 
Trudno znaleźć pozytywy grania w polską wersję Battlefielda 4 (dubbing). Osoby podkładający głos pod żołnierzy zawodzą (nie wiem która to liga aktorska), a najgorsza z nich jest niestety Joanna Jabłczyńska. I nie chodzi tu o moje osobiste nastawienie do tej osoby. Jej głos jest idealny dla kreskówkowych czy bajkowych postaci, natomiast na polu bitwy brzmi delikatnie mówiąc niepoważnie. Nie rozumiem dlaczego Electronic Arts zmusiło nas do słuchania tych wypocin blokując możliwość włączenia oryginalnego, angielskiego dubbingu. 

Problemy techniczne

Nie myślałem, że w recenzji jakiegokolwiek tytułu tej klasy będę musiał poświęcić problemom technicznym osobny rozdział. Szkoda, że tym razem padło na serię którą darzyłem i nadal darzę ogromną sympatią.
 
 
W trybie dla pojedynczego gracza zaskoczyły mnie dwie sytuacje. Pierwsza miała miejsce w misji gdzie trzeba było zlikwidować chiński czołg patrolujący teren. Podłożyłem więc kilka min m15 i ukryłem się w zaroślach czekając na festiwal fajerwerków. Jakież było moje zdziwienie kiedy pojazd przejechał po nich jak po asfalcie. Trudno, pomyślałem - może nie rozmieściłem ich dokładnie na trasie przejazdu? Kolejny raz podłożyłem ich może z dwadzieścia i dalej nic - czołg jeździ sobie po nich, robi kolejne kółko i ma mnie w głębokim poważaniu. W wysadzeniu pojazdu pomogły dopiero ładunki C4. Kolejny odcinek bugów to misja z wysadzaniem tamy. Moi żołnierze przebiegali po kładce która była niszczona przez wroga, a następnie zachęcali mnie do działań okrzykiem: "k**** wysadzaj!". Biegałem dookoła jak bezgłowy kurczak, rzucałem ładunkami, zabijałem wrogich żołnierzy, skakałem w przepaść... No jak mam to "k**** wysadzić" jak się nie da? Po pół godzinie zabawy i którymś z kolei restartem gra pozwoliła mi przebiec przez kładkę przed moimi podwładnymi i okazało się że o to właśnie chodziło.
 
 
Rozgrywki sieciowe trapią natomiast problemy z notorycznie zanikającym dźwiękiem, przez co słyszymy przykładowo jedynie odgłosy jednostek latających i strzały. Zdarza się to losowo, zarówno na początku jak i w trakcie rozgrywki - niestety póki co nie ma na to lekarstwa. Było mi dane też nieszczęśliwie doświadczyć błędów w grafice, prześwitujących tekstur czy zniszczonych pojazdów wiszących w powietrzu. Ponadto niektóre bronie nie działają tak jak powinny. Aktywowane paczki uzbrojenia, na które miałem kod w wersji Deluxe otrzymałem z kilkudniowym opóźnieniem. Te wszystkie "drobnostki" da się jednak przeboleć, jest jednak coś czego nie mogę dla Electronic Arts wybaczyć. Najbardziej wkurzające jest wysypywanie się gry, która w pierwszych dniach po premierze była praktycznie niegrywalna. Zaczęło się od trzech crash'y podczas krótkiej przecież kampanii. Natomiast w trakcie gry po sieci oglądałem swój pulpit praktycznie co drugi mecz. Sytuacja ta utrzymywała się przez kilka dni a Electronic Arts nie potrafiło zapanować nad tym co działo się z serwerami. A myślałem, że beta była właśnie po to aby właśnie takich błędów uniknąć. Obecnie sytuacja się znacznie poprawiła, ale nie po to kupuję produkt w dniu premiery aby odłożyć grę na półkę i czekać aż producent łaskawie ją załata.
 
 
Nie wiem co kierowało Electronic Arts, aby wypuszczać tak dziurawy produkt jakim jest Battlefield 4. Chęć zysku ponad wszystko? Wydanie gry przed Call of Duty: Ghosts i tym samym szansa na nawiązanie sprzedażowej walki z konkurencją? Po co czekać i dać w spokoju dopracować grę dla twórców skoro gracze i tak dadzą zarobić? Kasa w kieszeni, a nabici w butelkę kupujący niech czekają na zbawienne aktualizacje. Wydawcom po prostu poprzewracało się w głowach od dobrodziejstw jakie niesie internet.

A miało być tak pięknie...
 
 
Z ciężkim sercem wystawiam Battlefieldowi 4 taką, a nie inną ocenę. Wiem, że gra po wielu łatkach będzie w pełni grywalna. Nie warto jej kupować tylko dla samej kampanii, gdyż ta trwa zaledwie 4-5 godzin i jest jedynie rozgrzewką przed sieciowym trybem gry. Tutaj dopiero widać jaki ogrom pracy wykonali twórcy. Co z tego skoro wszystkie zalety przysłaniają bugi, błędy techniczne i wysypywanie się gry do pulpitu. Ciężko czerpać radość z tytułu, którego wersja na platformę PC miała być najbardziej reprezentatywną, a jej optymalizacja podczas testowania wprost wołała o pomstę do nieba. Liczy się stan produktu jaki dostajemy maksymalnie kilka dni po premierze, bo nie ma co ukrywać - wtedy firma zarabia na nim najwięcej. A gracze, którzy kupili grę za ciężko zarobione pieniądze nie mogą być traktowani jak betatesterzy. Szkoda, że Electronic Arts tego nie pojmuje.
 
OCENA
6/10
 
Zalety:
- intensywna, mniej oskryptowana kampania
- ogromny wybór map i trybów rozgrywki sieciowej
- znakomita grafika i oszałamiające detale
- mnóstwo broni i dodatków do odblokowania
- system Levolution i możliwość wcielenia się w dowódcę
- większy nacisk na rozgrywkę drużynową
 
Wady:
- mało znacząca fabuła
- koszmarny polski dubbing
- bugi
- poważne problemy ze stabilnością
- gra w takiej formie nie powinna wyjść z fazy bety
 
Grałem na:
Intel Core i7 3770K 3,5GHz @ 4,2GHz
Asus GeForce GTX 670 2048MB DDR5/256bit
Corsair Vengeance 2x4GB DIMM 1600MHz DDR3
 

2 komentarzy:

Recenzja - Trine 2: Complete Story (PC)

Jesień to czas kiedy tytuły AAA wyrastają jeden po drugim, zupełnie jak grzyby po deszczu. Zewsząd bombardują nas kolejne odsłony Fify , Ba...

Jesień to czas kiedy tytuły AAA wyrastają jeden po drugim, zupełnie jak grzyby po deszczu. Zewsząd bombardują nas kolejne odsłony Fify, BattlefieldaCall of Duty, Need for Speed'a czy Assassin's Creed'a. W tym miesiącu powitamy ponadto konsole nowej generacji. Ten cały szał powoduje, że czasem mamy ochotę odpocząć od wielkich produkcji i sięgnąć po coś zupełnie innego. Trine 2: Complete Story to właśnie taki tytuł - relaksujący i jednocześnie wymagający, który pozwala doładować akumulatorki przed poważniejszymi grami.


Fabuła i bohaterowie

Trine 2 to niezwykła platformówka fińskiej ekipy Frozenbyte, która pozwala choć na kilka chwil zapomnieć o jesiennej szarudze. Kierujemy w niej losem trzech wyjątkowych bohaterów; rządnym przygód wojownikiem - Poncjuszem, emerytowanym, bardzo związanym ze swoją rodziną czarodziejem - Amadeuszem oraz tajemniczą, zwinną złodziejką - Zoyą. Trochę zawiodłem się na samej fabule, która serwowana jest w sposób bardzo oszczędny. Wymiana liścików dwóch dam i wzmianka lektora na wstępie każdego z poziomów to stanowczo za mało jak na tego typu baśniową opowieść. A jak to w bajkach bywa czarny charakter i pewne
wydarzenia stanowią idealny impuls dla naszych herosów, aby jeszcze raz się zebrać i wspólnie ratować świat.



Między bohaterami możemy się przełączać w dowolnym momencie, zależnie od potrzeb. Każda z postaci posiada swoje unikalne drzewko zdolności, które możemy rozwinąć po awansie na kolejny poziom doświadczenia. Przykładowo wojownik nauczy się rzucać młotem, czarodziej stworzy więcej magicznych pudełek, a złodziejka udoskonali swoje zdolności skradania się. Chociaż zdolności nie ma zbyt wiele i są one zaledwie rozwinięciem podstawowych umiejętności to zwłaszcza w późniejszych fazach skutecznie ułatwiają zabawę.


Rozgrywka

Poszczególne poziomy można określić jako rozbudowane puzzle i eksperymenty z grawitacją. Dopasowanie poszczególnych elementów układanki otwiera przejście do kolejnej lokacji. Skierowanie wody powoduje szybki wzrost roślinki po której możemy się następnie wspiąć w górę. Z kolei dobrze nakarmiona żaba umożliwi nam użycie swojego języka jako gigantycznej zjeżdżalni. Widać, że twórcy umiejętnie tchnęli w grę sporą dawkę humoru który przejawia się we właściwie każdym jej aspekcie. Nie raz uśmiechniemy się słysząc zabawną wymianę zdań naszych bohaterów czy czytając tajemnicze, ukryte w skrzyniach zwoje.


Na naszej drodze oprócz całkiem przyjaznych stworzonek napotkamy także wielu przeciwników, których można podzielić na dwie kategorie. W pamięć zapadły mi szczególnie pająki i wszelakiej maści gobliny walczący  wręcz czy faszerujący nas strzałami z łuków. Od czasu do czasu przytrafi się także boss zdolny pogruchotać nasze kości właściwie jednym uderzeniem. Z nimi spokojnie uporamy się przy pomocy miecza i tarczy, łuku czy nawet czarodziejskich pudełek. 


Drugą kategorią są natomiast ustrojstwa, których nie można zlikwidować a jedynie tymczasowo unieszkodliwić. Strzelające winorośle, mięsożerne rośliny czy wystające z ziemi kolce tylko czekają na nasz fałszywy krok. Na szczęście śmierć jednego z naszych bohaterów nie kończy zabawy. Jeśli natomiast polegną wszystkie postacie to gra cofa nas do ostatniego miejsca zapisu, które są dość gęsto rozmieszczone w poszczególnych lokacjach.


Świetnym pomysłem było dodanie trybu kooperacji zarówno w wersji lokalnej jak i sieciowej, dzięki któremu możemy w większym gronie stawiać czoła przeciwnościom losu. Oczywiście sporo też zależy od naszych sojuszników, bo jak to w życiu bywa trafiają się zarówno bardziej doświadczeni gracze jak i kompletni nowicjusze. Grunt to być cierpliwym, bo potrzeba trochę czasu aby się odpowiednio zgrać. A jeśli wydaje nam się, że utknęliśmy na dobre to zawsze możemy liczyć na przydatne podpowiedzi narratora.

Oprawa audiowizualna

Grafikę Trine 2 można określić w trzech słowach: bajeczna, rysunkowa i kolorowa. Mimo, że jest to tylko platformówka widać tu przywiązanie do detali oraz znakomite wykorzystanie świateł i cieni. Niezależnie od tego czy przemierzamy moczary, ogrody, zapomniane komnaty czy podwodne czeluści nasze oczy cieszą piękne tła i charakterystyczne dla danej lokacji, interaktywne przedmioty.


Gra jest dobrze zoptymalizowana i bez problemu hula w 60 klatkach na najwyższych detalach przy rozdzielczości 1920x1080. Mam jedynie małe zastrzeżenia co do pracy kamery, która w trybie lokalnej współpracy potrafiła się zagubić i po chwili nie wiedziała na której postaci ponownie się skupić.

 
Udźwiękowienie Trine 2 stoi na przyzwoitym poziomie. Zarówno głos lektora jak i pozostałych postaci pasuje jak ulał do jej baśniowego świata. Między poszczególnymi planszami przygrywają nam nastrojowe motywy stworzone przez kompozytora Ariego Pulkkinena. Jego twórczość możecie znać choćby z pierwszej części Trine, a jeśli nie to na pewno kojarzycie najbardziej znany motyw z Angry Birds.

Werdykt


Przejście gry zajęło mi w sumie 15 godzin na poziomie średnim, jednak przyznaję się bez bicia, że nie zaglądałem pod każdy kamień. Generalnie podstawowa wersja Trine 2 to około 10 godzin rozrywki, natomiast dodatek "Goblińska groźba" wchodzący w skład "Complete Story" zapewnia kolejne 4-5 godzin zabawy.


Trine 2: Complete Story to świetna pozycja zarówno dla niedzielnych jak i wymagających graczy. Już jej normalne ukończenie zajmuje sporo czasu, a jeśli postanowimy odkrywać wszystkie sekrety to zachwyci nas jej wysoki współczynnik powtarzalności. Właściwie każdy poziom da się przejść nieco inaczej, a łączenie kombinacji umiejętności naszych postaci daje niepowtarzalną satysfakcję i frajdę. Oczywiście niektóre elementy wypadałoby bardziej rozwinąć, ale w produkcji niezależnej można pewne rzeczy twórcom wybaczyć. Jeśli lubicie platformówki to Trine 2 będzie dla Was znakomitym wyborem na coraz dłuższe, jesienne wieczory.

OCENA
8/10
 
Zalety:
- bajeczna i kolorowa oprawa graficzna
- wciągający tryb współpracy
- zróżnicowane poziomy oraz przeciwnicy
- wyważony poziom trudności
- grę można przechodzić wielokrotnie
 
Wady:
- bardzo oszczędna fabuła
- okazjonalne problemy z pracą kamery w trybie współpracy
- dość ubogie drzewka umiejętności postaci
 
Grałem na:
Intel Core i7 3770K 3,5GHz @ 4,2GHz
Asus GeForce GTX 670 2048MB DDR5/256bit
Corsair Vengeance 2x4GB DIMM 1600MHz DDR3

 

2 komentarzy: