Nuta growa na sierpień #2 - "Hidden Characters (Arcade)" Tekken 3

Sierpniowa nuta growa należy do kawałka z Tekkena 3 od Namco , w którego przegrałem nieskończone ilości pojedynków z moim wujkiem na PlayS...

Sierpniowa nuta growa należy do kawałka z Tekkena 3 od Namco, w którego przegrałem nieskończone ilości pojedynków z moim wujkiem na PlayStation. Podczas jednego z tysięcy starć Hwoarang vs Bryan Fury trafiliśmy na ten oto motyw. Dla mnie najbardziej energetyczny i po prostu najlepszy w tej części serii.


Standardowo podkręcamy dźwięk i wracamy do lat 90; ery szarego, dobrego PlayStation gdzie konsole miażdżyły komputery swoją wydajnością, a bijatyki niepodzielnie panowały na salonach.

 

Tekken 3 to trzecia część serii znakomitych bijatyk wyprodukowana przez Namco. Kolosalna liczba kombinacji ciosów, mnóstwo znakomitych postaci do wyboru, grafika i płynność animacji jakiej nikt wcześniej nie widział... można tak długo wymieniać. To dla tej gry kupowało się PlayStation.

0 komentarzy:

Turtle Beach Ear Force Stealth 400 Wireless Gaming Headset - recenzja

Ear Force Stealth 400 Wireless Gaming Headset to pierwszy produkt firmy Turtle Beach z jakim miałem do czynienia. Jesteście ciekawi jak sł...

Ear Force Stealth 400 Wireless Gaming Headset to pierwszy produkt firmy Turtle Beach z jakim miałem do czynienia. Jesteście ciekawi jak słuchawki opatrzone logiem charakterystycznej palmy sprawdzą się w graniu na PlayStation 4?


1. Specyfikacja:

Waga: około 250 gram

Pasmo przenoszenia dźwięku: 20 Hz - 20 kHz 

Częstotliwość: 2,4 Ghz 

Głośniki: 50mm z magnesami neodymowymi

Impedancja głośników: 32 omy 
 
Bateria: litowo-polimerowa

Czas pracy akumulatora: do 15 godzin

Mikrofon: odłączany, wielokierunkowy

Zasięg: około 9 metrów


 2. Wrażenia ogólne

Jak już wspomniałem przy okazji unboxing'u - słuchawki po wyjęciu z pudełka robią pozytywne wrażenie. Pierwsza myśl - ładny design, widać że mamy do czynienia z produktem dla graczy. W dotyku plastik, z którego zostały wykonane może nie jest mistrzostwem świata, ale nie sprawia też wrażenia że headset może się łatwo połamać.


Sposób podłączenia do PlayStation 4 jest bardzo prosty. Wpinamy transmiter do portu USB naszej konsoli i podłączamy do niego kabel optyczny. Drugą jego część podpinamy z tyłu PS4. Teraz wystarczy przytrzymać przycisk (logo palmy) na zewnątrz prawej słuchawki naszego headset'u i wszystko śmiga. Po udanym połączeniu zarówno transmiter jak i logo na słuchawkach świecą niebieskim światłem.


3. Wygoda i ergonomia

Największą zaletą Ear Force Stealth 400 jest oczywiście bezprzewodowa wolność. Zasięg 9 metrów spokojnie wystarcza, aby pójść do kuchni i zrobić sobie kawę nie tracąc przy tym nic z dźwięku czy prowadzonych rozmów. Słuchawki dobrze leżą na głowie i nie uciskają. Ich wielkość możemy dostosować pałąkiem, a także obrócić każdy z głośników o 90 stopni. Niestety mam zastrzeżenia co do pianki zastosowanej w nausznikach. Wygląda dość solidnie, choć nie idzie to w parze z komfortem. W zasadzie po niecałej godzinie grania moje spocone uszy zaczęły domagać się chociaż kilku minut przerwy.


Wielokierunkowy mikrofon możemy dowolnie wyginać, tak aby było nam wygodnie komunikować się z innymi graczami. Pozytywnie zaskoczyło mnie pierwsze ładowanie akumulatora (logo pulsuje wtedy na czerwono), które trwało zaledwie 25 minut. Naładowany headset wystarcza na 15 godzin i kilka minut ciągłego grania. Wynik w zupełności satysfakcjonujący, nawet przekraczający nieco wartość podawaną przez producenta. Niestety nie da się ładować akumulatora w trybie uśpienia konsoli. Warto dodać, że jeśli w słuchawkach nie jest odtwarzany żaden dźwięk to po około 15 minutach samoczynnie się one wyłączą w celu oszczędzenia energii.


Centrum dowodzenia na prawej słuchawce z pewnością wymaga trochę czasu na przyzwyczajenie się. Jak dla mnie trochę tych guzików i pokręteł za dużo w jednym miejscu. Włączenie słuchawek, ładowanie czy zmiana trybu pracy są zawsze potwierdzane głosowym komunikatem.


4. Jakość dźwięku

Ear Force Stealth 400 pokazuje pazur jak tylko odpalimy jakąś grę na PlayStation 4. Byłem zachwycony dźwiękiem wybuchów i spadających na ziemię łusek w Battlefield Hardline, szczękiem stali i jękiem ginących nieszczęśników w Diablo III: Ultimate Evil Edition, czy wreszcie rykiem silników samochodów w Project Cars. Odgłosy dobiegające z 50mm głośników są krystalicznie czyste i dobrze nasycone basem. Możemy też pobawić się wbudowanym equalizerem, który posiada cztery tryby pracy. Nawet jak podkręcimy dźwięk na maksymalny poziom nie ma mowy o żadnych trzaskach. O ile oczywiście wytrzymamy to my i nasze otoczenie. Ear Force Stealth 400 dobrze izoluje dźwięki dobiegające z zewnątrz, natomiast przy wysokim poziomie głośności może mieć negatywny wpływ na naszych domowników. Niestety dźwięki nie pozostają stłumione w słuchawkach i w pokoju robi się po prostu głośno.


Komunikacja z użyciem dołączonego mikrofonu przebiega bezproblemowo. Bardzo dobrze słychać zarówno nas jak i naszych rozmówców. Trzeba jednak zaznaczyć, że sprzęt oprócz naszych słów zbiera także wszystkie odgłosy dobiegające z naszego pokoju. W razie potrzeby mikrofon możemy wyłączyć naciśnięciem jednego przycisku umieszczonego na prawej słuchawce.


To tyle jeśli chodzi o dźwięki z gier. A jak na Ear Force Stealth 400 brzmi muzyka z odtwarzacza? Po połączeniu słuchawek z Iphonem 5s za pomocą dołączonego kabla (3,5mm jack-jack) odpaliłem Spotify i przesłuchałem kilkanaście różnych utworów. Pierwsze co zauważyłem - nie działają pokrętła regulacji głośności ani equalizer. W trybie "mobile" wszystko kontrolujemy z poziomu odtwarzacza, w tym przypadku telefonu komórkowego. Odsłuch muzyki zakończył się pozytywnym zaskoczeniem. Nie da się ukryć, że niższe tony i bas zdecydowanie górują nad pozostałymi elementami sceny. Jeśli lubicie muzykę elektroniczną, rocka czy cięższe brzmienia to Ear Force Stealth 400 w tych klimatach zdaje egzamin. Cała reszta brzmi po prostu poprawnie, ale to w końcu słuchawki dedykowane do grania, prawda?

5. Podsumowanie 

Ear Force Stealth 400 Wireless Gaming Headset firmy Turtle Beach to dobry produkt. Niestety posiada dwie znaczące wady. Pierwsza to pianka z której wykonane są nauszniki, powodująca że uszy są spocone już po niecałej godzinie grania. Druga to słaba izolacja emisji dźwięków do otoczenia przez co możemy zapomnieć o słuchaniu muzyki na maksa przy reszcie domowników. No chyba, że są bardzo tolerancyjni. Pozostanę neutralny w kwestii migającego na niebiesko logo producenta. Jest dość wyraźne i pulsując z sekundową częstotliwością skupia uwagę. Zależnie od punktu widzenia może to być wadą lub zaletą - szkoda że nie można go po prostu wyłączyć.


A za co można pochwalić Turtle Beach? Headset Ear Force Stealth 400 jest wykonany z niezłej jakości plastiku i dobrze trzyma się na głowie. Słuchawki gwarantują świetne doznania dźwiękowe w grach (bezprzewodowo) i da się też na nich z przyjemnością posłuchać muzyki z przenośnego odtwarzacza czy telefonu komórkowego (przewodowo). W obu trybach wszystko doskonale brzmi, bezproblemowo przebiega również komunikacja głosowa. Akumulator wystarcza na ponad 15 godzin beztroskiej zabawy. Ear Force Stealth 400 Wireless Gaming Headset można obecnie znaleźć w sklepach za niecałe 300 złotych. Za tą cenę otrzymujemy dobre, solidne, bezprzewodowe słuchawki dla gracza. Jeśli posiadacie PlayStation 4 - jest to wybór naprawdę warty przemyślenia.


OCENA 
7/10 

Zalety:
+ wygląd i jakość wykonania
+ bardzo dobre brzmienie w grach na PlayStation 4
+ dobra jakość dźwięku w odtwarzaczach przenośnych
+ wydajność akumulatora
+  odłączany, wielokierunkowy mikrofon

Wady:
- pianka z której wykonane jest wnętrze nauszników powoduje, że uszy szybko się nagrzewają
- przy wysokim poziomie głośności hałas zaczyna przeszkadzać reszcie domowników
- mikrofon wychwytuje nie tylko to co mówi gracz, ale także dźwięki najbliższego otoczenia 


Turtle Beach Ear Force Stealth 400 Wireless Gaming Headset testowałem między innymi w grach: Battlefield Hardline, Diablo III: Ultimate Evil Edition i Project Cars na PlayStation 4. Muzyki (jakości 320kbps) słuchałem w programie Spotify na Iphonie 5s.

2 komentarzy:

Turtle Beach Ear Force Stealth 400 Wireless Gaming Headset - recenzja

Ear Force Stealth 400 Wireless Gaming Headset to pierwszy produkt firmy Turtle Beach z jakim miałem do czynienia. Jesteście ciekawi jak sł...

Ear Force Stealth 400 Wireless Gaming Headset to pierwszy produkt firmy Turtle Beach z jakim miałem do czynienia. Jesteście ciekawi jak słuchawki opatrzone logiem charakterystycznej palmy sprawdzą się w graniu na PlayStation 4?


1. Specyfikacja:

Waga: około 250 gram

Pasmo przenoszenia dźwięku: 20 Hz - 20 kHz 

Częstotliwość: 2,4 Ghz 

Głośniki: 50mm z magnesami neodymowymi

Impedancja głośników: 32 omy 
 
Bateria: litowo-polimerowa

Czas pracy akumulatora: do 15 godzin

Mikrofon: odłączany, wielokierunkowy

Zasięg: około 9 metrów


 2. Wrażenia ogólne

Jak już wspomniałem przy okazji unboxing'u - słuchawki po wyjęciu z pudełka robią pozytywne wrażenie. Pierwsza myśl - ładny design, widać że mamy do czynienia z produktem dla graczy. W dotyku plastik, z którego zostały wykonane może nie jest mistrzostwem świata, ale nie sprawia też wrażenia że headset może się łatwo połamać.


Sposób podłączenia do PlayStation 4 jest bardzo prosty. Wpinamy transmiter do portu USB naszej konsoli i podłączamy do niego kabel optyczny. Drugą jego część podpinamy z tyłu PS4. Teraz wystarczy przytrzymać przycisk (logo palmy) na zewnątrz prawej słuchawki naszego headset'u i wszystko śmiga. Po udanym połączeniu zarówno transmiter jak i logo na słuchawkach świecą niebieskim światłem.


3. Wygoda i ergonomia

Największą zaletą Ear Force Stealth 400 jest oczywiście bezprzewodowa wolność. Zasięg 9 metrów spokojnie wystarcza, aby pójść do kuchni i zrobić sobie kawę nie tracąc przy tym nic z dźwięku czy prowadzonych rozmów. Słuchawki dobrze leżą na głowie i nie uciskają. Ich wielkość możemy dostosować pałąkiem, a także obrócić każdy z głośników o 90 stopni. Niestety mam zastrzeżenia co do pianki zastosowanej w nausznikach. Wygląda dość solidnie, choć nie idzie to w parze z komfortem. W zasadzie po niecałej godzinie grania moje spocone uszy zaczęły domagać się chociaż kilku minut przerwy.


Wielokierunkowy mikrofon możemy dowolnie wyginać, tak aby było nam wygodnie komunikować się z innymi graczami. Pozytywnie zaskoczyło mnie pierwsze ładowanie akumulatora (logo pulsuje wtedy na czerwono), które trwało zaledwie 25 minut. Naładowany headset wystarcza na 15 godzin i kilka minut ciągłego grania. Wynik w zupełności satysfakcjonujący, nawet przekraczający nieco wartość podawaną przez producenta. Niestety nie da się ładować akumulatora w trybie uśpienia konsoli. Warto dodać, że jeśli w słuchawkach nie jest odtwarzany żaden dźwięk to po około 15 minutach samoczynnie się one wyłączą w celu oszczędzenia energii.


Centrum dowodzenia na prawej słuchawce z pewnością wymaga trochę czasu na przyzwyczajenie się. Jak dla mnie trochę tych guzików i pokręteł za dużo w jednym miejscu. Włączenie słuchawek, ładowanie czy zmiana trybu pracy są zawsze potwierdzane głosowym komunikatem.


4. Jakość dźwięku

Ear Force Stealth 400 pokazuje pazur jak tylko odpalimy jakąś grę na PlayStation 4. Byłem zachwycony dźwiękiem wybuchów i spadających na ziemię łusek w Battlefield Hardline, szczękiem stali i jękiem ginących nieszczęśników w Diablo III: Ultimate Evil Edition, czy wreszcie rykiem silników samochodów w Project Cars. Odgłosy dobiegające z 50mm głośników są krystalicznie czyste i dobrze nasycone basem. Możemy też pobawić się wbudowanym equalizerem, który posiada cztery tryby pracy. Nawet jak podkręcimy dźwięk na maksymalny poziom nie ma mowy o żadnych trzaskach. O ile oczywiście wytrzymamy to my i nasze otoczenie. Ear Force Stealth 400 dobrze izoluje dźwięki dobiegające z zewnątrz, natomiast przy wysokim poziomie głośności może mieć negatywny wpływ na naszych domowników. Niestety dźwięki nie pozostają stłumione w słuchawkach i w pokoju robi się po prostu głośno.


Komunikacja z użyciem dołączonego mikrofonu przebiega bezproblemowo. Bardzo dobrze słychać zarówno nas jak i naszych rozmówców. Trzeba jednak zaznaczyć, że sprzęt oprócz naszych słów zbiera także wszystkie odgłosy dobiegające z naszego pokoju. W razie potrzeby mikrofon możemy wyłączyć naciśnięciem jednego przycisku umieszczonego na prawej słuchawce.


To tyle jeśli chodzi o dźwięki z gier. A jak na Ear Force Stealth 400 brzmi muzyka z odtwarzacza? Po połączeniu słuchawek z Iphonem 5s za pomocą dołączonego kabla (3,5mm jack-jack) odpaliłem Spotify i przesłuchałem kilkanaście różnych utworów. Pierwsze co zauważyłem - nie działają pokrętła regulacji głośności ani equalizer. W trybie "mobile" wszystko kontrolujemy z poziomu odtwarzacza, w tym przypadku telefonu komórkowego. Odsłuch muzyki zakończył się pozytywnym zaskoczeniem. Nie da się ukryć, że niższe tony i bas zdecydowanie górują nad pozostałymi elementami sceny. Jeśli lubicie muzykę elektroniczną, rocka czy cięższe brzmienia to Ear Force Stealth 400 w tych klimatach zdaje egzamin. Cała reszta brzmi po prostu poprawnie, ale to w końcu słuchawki dedykowane do grania, prawda?

5. Podsumowanie 

Ear Force Stealth 400 Wireless Gaming Headset firmy Turtle Beach to dobry produkt. Niestety posiada dwie znaczące wady. Pierwsza to pianka z której wykonane są nauszniki, powodująca że uszy są spocone już po niecałej godzinie grania. Druga to słaba izolacja emisji dźwięków do otoczenia przez co możemy zapomnieć o słuchaniu muzyki na maksa przy reszcie domowników. No chyba, że są bardzo tolerancyjni. Pozostanę neutralny w kwestii migającego na niebiesko logo producenta. Jest dość wyraźne i pulsując z sekundową częstotliwością skupia uwagę. Zależnie od punktu widzenia może to być wadą lub zaletą - szkoda że nie można go po prostu wyłączyć.


A za co można pochwalić Turtle Beach? Headset Ear Force Stealth 400 jest wykonany z niezłej jakości plastiku i dobrze trzyma się na głowie. Słuchawki gwarantują świetne doznania dźwiękowe w grach (bezprzewodowo) i da się też na nich z przyjemnością posłuchać muzyki z przenośnego odtwarzacza czy telefonu komórkowego (przewodowo). W obu trybach wszystko doskonale brzmi, bezproblemowo przebiega również komunikacja głosowa. Akumulator wystarcza na ponad 15 godzin beztroskiej zabawy. Ear Force Stealth 400 Wireless Gaming Headset można obecnie znaleźć w sklepach za niecałe 300 złotych. Za tą cenę otrzymujemy dobre, solidne, bezprzewodowe słuchawki dla gracza. Jeśli posiadacie PlayStation 4 - jest to wybór naprawdę warty przemyślenia.


OCENA 
7/10 

Zalety:
+ wygląd i jakość wykonania
+ bardzo dobre brzmienie w grach na PlayStation 4
+ dobra jakość dźwięku w odtwarzaczach przenośnych
+ wydajność akumulatora
+  odłączany, wielokierunkowy mikrofon

Wady:
- pianka z której wykonane jest wnętrze nauszników powoduje, że uszy szybko się nagrzewają
- przy wysokim poziomie głośności hałas zaczyna przeszkadzać reszcie domowników
- mikrofon wychwytuje nie tylko to co mówi gracz, ale także dźwięki najbliższego otoczenia 


Turtle Beach Ear Force Stealth 400 Wireless Gaming Headset testowałem między innymi w grach: Battlefield Hardline, Diablo III: Ultimate Evil Edition i Project Cars na PlayStation 4. Muzyki (jakości 320kbps) słuchałem w programie Spotify na Iphonie 5s.

2 komentarzy:

Premierowe edycje gier - dlaczego kupuję je coraz rzadziej?

Tęsknię za czasami kiedy gra kupiona w dniu premiery była działająca i kompletna. Bez potrzeby internetowej aktywacji, pobierania ton aktual...

Tęsknię za czasami kiedy gra kupiona w dniu premiery była działająca i kompletna. Bez potrzeby internetowej aktywacji, pobierania ton aktualizacji i wyrywania włosów z głowy bo coś nie działa. Łapię się na tym, że coraz rzadziej kupuję gorące nowości, bo zarówno twórcy jak i wydawcy coraz częściej wystawiają naszą cierpliwość na próbę.

Płacimy za grę i następnie co najmniej drugie tyle za wątpliwej jakości dodatki wypuszczone po premierze


Jest to powszechna praktyka od kiedy DLC (downloadable content - zawartość do pobrania) skutecznie przyjęło się na rynku. Zaczęło się bodajże od Activision i Call of Duty. Skoro jest masa chętnych na pakiety dodatkowych map po kilkanaście dolarów to po co umieszczać je od razu w grze skoro można dodatkowo na tym zarobić? Po co dawać od razu wszystkie postacie w Mortal Kombat czy Street Fighter skoro fascynaci i tak je kupią? Brakuje mi dodatków z prawdziwego zdarzenia, które skutecznie wydłużają i wzbogacają rozgrywkę. Takich, które są naprawdę warte wydanych pieniędzy. Oczywiście zdarzają się przebłyski takie jak Diablo III: Reaper of Souls czy smakowicie zapowiadające się dodatki do Wiedźmina 3, ale to nadal ogromna rzadkość w growym przemyśle.

Wersja sklepowa gry różni się znacznie od tego co prezentowali dotychczas twórcy na screenach i filmikach, czyli obiecanki - cacanki


Coraz rzadziej zdarza mi się śledzić na bieżąco targi pokroju E3 czy Gamescom. Co z tego, że autorzy zachwalają tam swoje gry pod niebiosa, pokazują na filmach oszałamiającą grafikę i pompują "hype"? Kupujemy dany tytuł, wkładamy płytkę do napędu konsoli czy PC i stwierdzamy że dostaliśmy coś z goła innego niż nam obiecywano. Przykłady? Tak na szybko; Diablo 3, Watch Dogs, Heroes of Might and Magic 3: HD Edition czy nawet Wiedźmin 3. Podstawowa wersja Diablo 3 nie posiadała zawartości prezentowanej na filmikach, a nawet do teraz nie doczekaliśmy się hucznie zapowiadanych aren czy jakiegoś przyzwoitego trybu pvp. W Watch Dogs dostaliśmy znacznie okrojoną grafikę i uboższy gameplay. Heroes of Might and Magic 3: HD Edition to zasadniczo skok na kasę; niby wyższa rozdzielczość i przemodelowane jednostki, ale za to ciągle to samo pole bitwy (ze sztucznie wypełnionym miejscem po bokach ekranu), brak dodatków i edytora map. Wiedźmin 3 także cierpi na okrojoną grafikę. Powoli przestaję się ekscytować pokazami gier, bo do chwili uruchomienia danego tytułu na własnej konsoli czy komputerze niczego w XXI wieku nie możemy być pewni.

 

Gra posiada mnóstwo błędów skutecznie utrudniających rozgrywkę

Tu w roli głównej pecetowa wersja gry Batman: Arkham Knight choć w historii gier zdarzały się także inne kwiatki. Twórcy chcieli trochę przyoszczędzić na konwersji i jak się to skończyło? Brakiem płynności nawet na najszybszych kartach graficznych, wyrzucaniem do pulpitu i innymi nieustannymi błędami, które uniemożliwiały rozgrywkę. Skończyło się paradoksalnie - wycofaniem gry ze sklepów zarówno stacjonarnych jak i z cyfrowej dystrybucji do czasu załatania błędów.

Padające serwery gry


Dzień premiery i kilka kolejnych to czas kiedy dany tytuł cieszy się największym zainteresowaniem ze strony graczy. Co dzieje się kiedy twórcy nie przygotują odpowiedniej ilości serwerów do obsługi danej gry? Dice doprowadzało Battlefielda 4 to stanu jako takiej używalności sieciowej blisko dwa tygodnie po premierze. Wywalanie do pulpitu, utrata połączenia, błędy w liczeniu statystyk doprowadzały mnie do szału. Inny przykład to Drive Club, którego naprawianie szło w miesiące. Przez ten czas nie sposób było pośmigać z kumplami w trybie sieciowym, czyli tym do którego Drive Club został zdaniem twórców stworzony. Sony nie pierwszy raz zresztą głupio tłumaczyło się, że zainteresowanie wyścigami przeszło ich najśmielsze oczekiwania.

Wysoka cena

  

Gry komputerowe i konsolowe nie są towarem pierwszej potrzeby, a dla części ludzi są wręcz dobrem luksusowym na które można sobie pozwolić od czasu do czasu. Dlatego fajnie by było gdyby tytuł, który kupujemy za ciężko zarobione pieniądze nie tylko działał, ale także przyniósł nam wiele chwil radości. Dla coraz bardziej chciwych wydawców niestety liczy się głównie mamona, którą mogą na nas - graczach zarobić. W jakim celu dopracowywać grę skoro można ją jak najszybciej zacząć sprzedawać, a później ewentualnie załatać dziurawy produkt ważącymi kilka gigabajtów aktualizacjami? Coraz częściej waham się nad zakupem danej gry w dniu premiery. W końcu po co przepłacać za niepewny tytuł skoro za kilka miesięcy i tak będzie można go kupić na tej czy innej wyprzedaży za zaledwie cząstkę pierwotnej ceny?

0 komentarzy:

Premierowe edycje gier - dlaczego kupuję je coraz rzadziej?

Tęsknię za czasami kiedy gra kupiona w dniu premiery była działająca i kompletna. Bez potrzeby internetowej aktywacji, pobierania ton aktual...

Tęsknię za czasami kiedy gra kupiona w dniu premiery była działająca i kompletna. Bez potrzeby internetowej aktywacji, pobierania ton aktualizacji i wyrywania włosów z głowy bo coś nie działa. Łapię się na tym, że coraz rzadziej kupuję gorące nowości, bo zarówno twórcy jak i wydawcy coraz częściej wystawiają naszą cierpliwość na próbę.

Płacimy za grę i następnie co najmniej drugie tyle za wątpliwej jakości dodatki wypuszczone po premierze


Jest to powszechna praktyka od kiedy DLC (downloadable content - zawartość do pobrania) skutecznie przyjęło się na rynku. Zaczęło się bodajże od Activision i Call of Duty. Skoro jest masa chętnych na pakiety dodatkowych map po kilkanaście dolarów to po co umieszczać je od razu w grze skoro można dodatkowo na tym zarobić? Po co dawać od razu wszystkie postacie w Mortal Kombat czy Street Fighter skoro fascynaci i tak je kupią? Brakuje mi dodatków z prawdziwego zdarzenia, które skutecznie wydłużają i wzbogacają rozgrywkę. Takich, które są naprawdę warte wydanych pieniędzy. Oczywiście zdarzają się przebłyski takie jak Diablo III: Reaper of Souls czy smakowicie zapowiadające się dodatki do Wiedźmina 3, ale to nadal ogromna rzadkość w growym przemyśle.

Wersja sklepowa gry różni się znacznie od tego co prezentowali dotychczas twórcy na screenach i filmikach, czyli obiecanki - cacanki


Coraz rzadziej zdarza mi się śledzić na bieżąco targi pokroju E3 czy Gamescom. Co z tego, że autorzy zachwalają tam swoje gry pod niebiosa, pokazują na filmach oszałamiającą grafikę i pompują "hype"? Kupujemy dany tytuł, wkładamy płytkę do napędu konsoli czy PC i stwierdzamy że dostaliśmy coś z goła innego niż nam obiecywano. Przykłady? Tak na szybko; Diablo 3, Watch Dogs, Heroes of Might and Magic 3: HD Edition czy nawet Wiedźmin 3. Podstawowa wersja Diablo 3 nie posiadała zawartości prezentowanej na filmikach, a nawet do teraz nie doczekaliśmy się hucznie zapowiadanych aren czy jakiegoś przyzwoitego trybu pvp. W Watch Dogs dostaliśmy znacznie okrojoną grafikę i uboższy gameplay. Heroes of Might and Magic 3: HD Edition to zasadniczo skok na kasę; niby wyższa rozdzielczość i przemodelowane jednostki, ale za to ciągle to samo pole bitwy (ze sztucznie wypełnionym miejscem po bokach ekranu), brak dodatków i edytora map. Wiedźmin 3 także cierpi na okrojoną grafikę. Powoli przestaję się ekscytować pokazami gier, bo do chwili uruchomienia danego tytułu na własnej konsoli czy komputerze niczego w XXI wieku nie możemy być pewni.

 

Gra posiada mnóstwo błędów skutecznie utrudniających rozgrywkę

Tu w roli głównej pecetowa wersja gry Batman: Arkham Knight choć w historii gier zdarzały się także inne kwiatki. Twórcy chcieli trochę przyoszczędzić na konwersji i jak się to skończyło? Brakiem płynności nawet na najszybszych kartach graficznych, wyrzucaniem do pulpitu i innymi nieustannymi błędami, które uniemożliwiały rozgrywkę. Skończyło się paradoksalnie - wycofaniem gry ze sklepów zarówno stacjonarnych jak i z cyfrowej dystrybucji do czasu załatania błędów.

Padające serwery gry


Dzień premiery i kilka kolejnych to czas kiedy dany tytuł cieszy się największym zainteresowaniem ze strony graczy. Co dzieje się kiedy twórcy nie przygotują odpowiedniej ilości serwerów do obsługi danej gry? Dice doprowadzało Battlefielda 4 to stanu jako takiej używalności sieciowej blisko dwa tygodnie po premierze. Wywalanie do pulpitu, utrata połączenia, błędy w liczeniu statystyk doprowadzały mnie do szału. Inny przykład to Drive Club, którego naprawianie szło w miesiące. Przez ten czas nie sposób było pośmigać z kumplami w trybie sieciowym, czyli tym do którego Drive Club został zdaniem twórców stworzony. Sony nie pierwszy raz zresztą głupio tłumaczyło się, że zainteresowanie wyścigami przeszło ich najśmielsze oczekiwania.

Wysoka cena

  

Gry komputerowe i konsolowe nie są towarem pierwszej potrzeby, a dla części ludzi są wręcz dobrem luksusowym na które można sobie pozwolić od czasu do czasu. Dlatego fajnie by było gdyby tytuł, który kupujemy za ciężko zarobione pieniądze nie tylko działał, ale także przyniósł nam wiele chwil radości. Dla coraz bardziej chciwych wydawców niestety liczy się głównie mamona, którą mogą na nas - graczach zarobić. W jakim celu dopracowywać grę skoro można ją jak najszybciej zacząć sprzedawać, a później ewentualnie załatać dziurawy produkt ważącymi kilka gigabajtów aktualizacjami? Coraz częściej waham się nad zakupem danej gry w dniu premiery. W końcu po co przepłacać za niepewny tytuł skoro za kilka miesięcy i tak będzie można go kupić na tej czy innej wyprzedaży za zaledwie cząstkę pierwotnej ceny?

0 komentarzy: