Trzy razy Diablo cz. 2 (Diablo i Hellfire w jednym? - PC)

Kontynuując podróż w poszukiwaniu oryginału Diablo zawitałem pewnego dnia do wujka. Ciężko opisać mój zachwyt, gdy na jego biurku zobaczył...

Kontynuując podróż w poszukiwaniu oryginału Diablo zawitałem pewnego dnia do wujka. Ciężko opisać mój zachwyt, gdy na jego biurku zobaczyłem płytkę z charakterystycznym rogatym! Mieliśmy taką niepisaną zasadę, że jak wpadaliśmy do siebie i któregoś z nas nie było w domu to bez zbędnych pytań można było pożyczyć jakiś ciekawy tytuł na kilka dni. W zasadzie wszystkie te gry były piratami wartymi 20-40 złotych więc czym prędzej spakowałem płytkę i zabrałem ją ze sobą do domu. Niestety moje szczęście nie trwało długo; okazało się że owa płytka z Diablo to nie była piracka kopia, ale najprawdziwszy oryginał (!!!), który mój wujek pożyczył od jakiegoś znajomego, nie zdążył ograć i w zasadzie lada dzień musiał zwrócić. Ups... Nawet nie było sensu instalowania gry, bo lada chwila i tak musiałem się z nią rozstać.


Minęło trochę czasu i któregoś dnia w Secret Service przeczytałem, że do Diablo wyszedł już dodatek o nazwie Hellfire rozszerzający grę o postać mnicha i nowe poziomy. Nie ma bata, muszę w to zagrać! Wręczyłem ojcu uciułane 40 złotych i poprosiłem, żeby jak będzie na Wolumenie (Giełda Elektroniczna w Warszawie) spróbował znaleźć mi ten rarytas. Tata wyjechał w niedzielę z samego rana, a mi pozostało trzymać kciuki. Jakoś po śniadaniu dostałem telefon: "Jest Diablo na jednej płycie razem z dodatkiem Hellfire i w dodatku po polsku", rzucił dumnie tata. "Tato, ale w Secret Service pisali że dodatek Hellfire nie będzie działał bez podstawki, powinny być dwie płyty" - zgasiłem trochę jego radość. "Jest tylko taka wersja... Ryzykujemy? Brać?" - zapytał ojciec. Jakżeby inaczej, bierzemy!

Zdjęcie pochodzi z numeru 53 (01/98) czasopisma Secret Service.
Recenzja dodatku Diablo Hellfire str. 55 autorstwa Huntera.

Od tego momentu kolejne godziny oczekiwania na to co przywiezie tata wydawały mi się wiecznością. Tyle czasu... Czy gra w ogóle się uruchomi? Jak to jest zrobione, że gra z dodatkiem jest na jednej płycie, przecież w Secret Service moi guru pisali co innego? I do tego ta polska wersja - zbyt piękne żeby było prawdziwe, przecież demo było po angielsku. Wątpliwości nie dawały mi spokoju. Rozwiązanie zagadki nastąpiło wieczorem; gra pięknie się zainstalowała i uruchomiła. Nareszcie! Powitało mnie zmienione, trochę zacinające się intro (napęd w komputerze był zbyt wolny) i menu już z dodatku Hellfire. Tworząc postać tym razem wybrałem czarnoskórego maga. Jakież było moje zdziwienie, kiedy w Tristram karczmarz Ogden powitał mnie po polsku mniej więcej tak: "Chwała Bogu wróciłeś! Dużo czegoś się zmieniło od tej pory jak mieszkałeś tu (...)".  

Cała gra była zlokalizowana przez naszych wschodnich sąsiadów; oprócz wielu ortograficznych i stylistycznych niedociągnięć ich pochodzenie zdradzał charakterystyczny akcent. Muszę jednak przyznać, że całościowo pirat zrobiony był bardzo dobrze. Gra nie wieszała się, zawierała wszystkie filmiki i praktycznie cała zawartość została upchnięta na jednym krążku. Oczywiście tytuł przez amatorskie tłumaczenie sporo stracił na swoim klimacie, ale kiedy byłem dzieckiem ważniejsze było to, że rozumiem fabułę i całą otoczkę. 

Zdjęcie pochodzi z numeru 53 (01/98) czasopisma Secret Service.
Recenzja dodatku Diablo Hellfire str. 55 autorstwa Huntera.

Granie magiem okazało się dla mnie zbyt dużym wyzwaniem, więc gdy kilka razy zginąłem stworzyłem nową postać - łuczniczkę. Dawkowałem sobie podróż przez mroczne labirynty, mistyczne katakumby i ogromne jaskinie, aby w końcu dotrzeć do samego piekła - w końcu tyle czasu czekałem na Diablo że musiałem się nacieszyć tytułem w każdym jego aspekcie. O tak, pełna gra przebijała demko stokrotnie i mógłbym godzinami rozpisywać się o jej zaletach. W każdej chwili jestem w stanie przypomnieć sobie genialną ścieżkę dźwiękową; zawodzenie, szepty, lamęty i westchnienia wplecione w muzykę - coś niesamowitego! To trzeba przeżyć na własnej skórze, po prostu grając w nocy ze słuchawkami na uszach, a nie odtwarzając gameplay'e z Youtube'a.


Po kolei polegli wszyscy najwięksi bossowie; Rzeźnik, król szkieletów Leoryk, arcybiskup Lazaurus i Diablo. Gra była trudna, ale w końcu nikt nie oparł się mojej łuczniczce, która pruła z łuku z szybkością karabinu maszynowego. Po ukończeniu właściwej zawartości przyszła kolej na dodatek - Hellfire. Wysadziłem więc ogromną narośl granatem otrzymanym od ześwirowanego farmera i brnąc przez gniazda pełne robactwa ubiłem również Defilera. Następnie przez nagrobek w Tristram dostałem się do Na-Krula - demona potężniejszego nawet od samego Diablo. Kiedy on również poległ, byłem uradowany i usatysfakcjonowany. Oto, mimo wielu przeciwności losu i tego że po drodze nie raz się bałem, właśnie ukończyłem jedną z najlepszych gier video w historii.

Oczywiście potem tworzyłem jeszcze inne postacie, a nawet transferowałem przedmioty między nimi  z użyciem specjalnego ołtarza umieszczonego w kryptach. Diablo z dodatkiem Hellfire ukończyłem minimum kilkanaście razy, aczkolwiek jedna z opcji nadal była dla mnie tajemnicą. Hmm... do czego mogła służyć zakładka "multiplayer", przetłumaczona jako gra sieciowa? 

0 komentarzy: