Spider-Man: Edge of Time, kolejna gra z uniwersum Marvela o znanym wszystkim super bohaterze. Tytuł, który czaił się na mnie niczym pająk w swojej sieci wyczekujący niczego świadomej ofiary. I haps mam Cie, zwinął pająk muchę, a ja wrzuciłem grę do napędu mojej PS3.
Gra rozpoczyna się (to nawet nie będzie spoiler) śmiercią Spider-Mana, oh nie! Tak, pająk ginie i nie zostaje zabity wielkim kapciem tylko z rąk Anty-Venoma (co?). To nie ja pisałem scenariusz do tej gry, ale zaczyna się dziwnie. Dalej jest jeszcze dziwniej, poznajemy naszego głównego oponenta, który jest tak nijaki, że nawet nie pamiętam jego imienia – chociaż grę ukończyłem wczoraj. No nic, w skrócie ten zły gościu coś majstruje z czasem, a ja Spider-Man 2099 próbuję powstrzymać tego złego. Prościej się chyba nie dało.
W Edge of Time kontrolujemy dwa pająki na zmianę. Ten z przyszłości wyposażony w nowoczesne technologie o imieniu Miguel O'Hara i Peter Parker, klasyczny pająk z 1970 roku. Cała akcja dzieje się w jednym budynku, który na moje oko to ma kilka kilometrów wysokości. Różnica jest taka, że przygoda odbywa się w przyszłości i teraźniejszości – zakładając, że 1970 jest teraźniejszością. Pająki muszą współpracować, aby nie dopuścić do śmierci tego starszego bo inaczej zmieni się cała przyszłość. Ktoś jeszcze nadążą? Cała zabawa polega na tym, że zmieniając coś w przeszłości oddziałujemy na przyszłość. Prosty przykład – niszczę jakąś ścianę i w przyszłości pojawiają się drzwi w tym miejscu. I tak pająki biegają, wspierają się, skaczą i biją aż do końca gry.
Co do samych pająków. Projekt postaci wyszedł dobrze, trochę dziwnie biegają wymachując tymi rękoma, ale poza tym jest w porządku. System walki choć prosty może komuś sprawić frajdę. Za zebrane punkty rozwijamy umiejętności wybranego bohatera lub inwestujemy we współdzielone atrybuty.
I w sumie to by było na tyle, mógł bym napisać koniec, ale nie daruję tak łatwo. Spider-Man: Edge of Time to jedna z gorszych gier o pająku w jaką miałem okazję zagrać. Wszystko jest tutaj złe. Postacie wrzucone w sam środek bałaganu, nie wiemy nic o nikim – tylko Petera Parkera kojarzę bo to jakby nie patrząc prawdziwy Spider-Man? Ten drugi gościu Miguel... Nie mam pojęcia kto to, zero wprowadzenia czy czegokolwiek. Od razu lecimy za złym typkiem, który jest czarnym charakterem.
Wszystkie plansze to zamknięte korytarze, o bujaniu się na pajęczynie możecie zapomnieć. Chodzenie po ścianach też nie jest zbyt ciekawe, pająki szybko się gubią odnośnie kierunku, w którym mają iść. Same pomieszczenia są puste, metalowe i odtwórcze. Cały czas będziecie robić to samo, przechodzić z punktu A do B, pokonywać przeciwników, otwierać drzwi i skakać do szybu wentylacyjnego. Czasem zdarzy się to samo tylko z ograniczeniem czasowym.
Co do walki, kuuuurrdeee myślałem, że chociaż tutaj będzie fajnie. Otóż nie, nawet nie potrafię powiedzieć czym różnił się zwykły Spider-Man od tego z 2099. Chyba tylko kostiumem. Biją tak samo, skaczą tak samo, a nie czekaj mają inny głos... Strasznie się rozczarowałem bo potencjał był spory, a został całkowicie zmarnowany. Walki w Edge of Time to jakaś kara, nie ma tutaj ciekawych pojedynków gdzie pająk używa swoją nadludzką zwinność. Zamiast tego pałujemy całe hordy przeciwników pojawiających się znikąd. Momentami czułem się jak w Dynasty Warriors. Bije i bije, a oni ciągle idą i idą. W pewnym momencie odpuściłem i po prostu omijałem niepotrzebne pojedynki. Bossowie, nie pamiętni, zwykli przeciwnicy to 2-3 rodzaje tylko w formie ludzi, robotów i jakichś mutantów. A żeby dopełnić wszystkiego, ciągle goni nas czas i gra wręcz sugeruje nam, że trzeba gnać. W sumie nawet nie ma nad czym się zachwycać, bo nie uświadczycie tu żadnych wyjątkowych miejscówek.
Podsumowując, nie mam pojęcia jak ta gra zdobyła tak wysokie oceny i jest chwalona w tylu recenzjach. Moim zdaniem kompletnie zmarnowany potencjał, sama postać pająka z 2099 mogła być tak pomysłowo zaprojektowana. Czułem się jakbym grał tym samym pająkiem tylko w innym ubranku. Cały czas powtarzające się sekwencje. Otwierania drzwi w ten sam sposób. Zdobywanie kluczy lub naprowadzanie rakiet w celu zniszczenia ścian szybko mnie wymęczyły. Grę ukończyłem w dwa wieczory. Na szczęście była krótka, bo kilka godzin więcej i bym po prostu zrezygnował. Jeszcze na siłę przeciąganie ostatnich momentów gry. Dokładanie kolejnych fal przeciwników byle tylko na liczniku wyszło że gra trwała 6 godzin a nie 4. I mimo mojej wielkiej sympatii do tej postaci, ciężko jest mi ją polecić komukolwiek. Nawet fani Spider-Mana nie zasługują na taką grę. Patrząc na inny tytuł Spider-Man: Web of Shadows wydany w 2008 roku, który nie został ciepło przyjęty to przy Edge of Time to świetna gra. Mam z nią same dobre wspomnienia. A tutaj? Zrobione wszystko byle jak. Zabierzcie to ode mnie, nie chce więcej na to patrzeć. Ta gra powstała chyba tylko po to żeby Activision nie straciło praw do marki. Nie polecam, nikomu – chyba, że lubisz marnować swój czas na nudne i monotonne gry.
0 komentarzy: