Spyro 2: Getaway to Glimmer, stworzona przez Insomniac Games i wydana przez Sony Computer Entertainment w 1999 roku na konsolę Playstation jest kontynuacją dobrze przyjętej, poprzedniej części o przygodach fioletowego smoka. Spyro to gra platformowa cechująca się wysokim poziomem trudności... a przynajmniej wtedy tak myślałem.
Spyro × Sparx: Tondemo Tours, Japońska okładka |
W stanach gra nazywała się Ripto's Rage |
Tutaj zaczęła się moja przygoda z fioletową jaszczurką |
Po włożeniu do napędu i uruchomieniu gry, ukazało mi się intro. Wszystkie miłe wspomnienia jakie miałem z wersją demo od razu powróciły, a ja z baranim wzrokiem oglądałem, co się działo na ekranie.
Spyro razem ze swoim kolegą Sparx'em planują udać się specjalnym portalem na wakacje do "Dragon Shores", ulubionego miejsca urlopowego wszystkich smoków. Niestety, w tym samym czasie grupka stworzeń z innej krainy otwiera swoje własne przejście, aby przywołać do siebie smoki. Ich plan się powodzi, a Spyro zostaje sprowadzony do "Glimmer" i namówiony do walko przeciwko głównemu antagoniście - Ripto. Tutaj też uczymy się sterowania smokiem, pomagając górniczym myszoskoczkom, które mają problem z dinozaurami podkradającymi ich klejnoty.
Fabuła została napisana chyba na kolanie, lecz wtedy czułem, że to była epicka przygoda. Możliwość kierowania smokiem, zianie ogniem i branie na rogi potworków było czymś czego nie oferowała rozgrywka żadnej innej gry. Czasem poziom trudności potrafił mi dokopać, ale nie poddawałem się. Zabawa była zbyt dobra. Zwiedzanie tych wszystkich krain i wykonywania zadań zleconych przez NPCów dawało mi tyle frajdy, że przez wiele dni, nie chciałem robić nic innego tylko grać w Spyro. Walki z bossami napsuły mi tyle krwi, a ostatni finałowy był ciężki i jednocześnie satysfakcjonujący. W nagrodę za ukończenie gry, miałem okazję odwiedzić tajemnicze "Dragon Shores", które okazało się wesołym miasteczkiem. Spyro 2: Getaway to Glimmer było fajną, lecz trudną jak na moje pierwsze doświadczenie przygodą. Gdy pomyślę o tych głupich żółwiach, które trzeba było ratować... aż mnie skręca na samą myśl. Całościowo wspominam grę jako wyjątkową przygodę. Jeżeli ktoś zapytałby mnie kogo uważam za maskotkę pierwszej konsoli Sony to śmiało byłby nią Spyro.
Po latach wróciłem. Tym razem miałem okazje zagrać na konsoli PSP. Uważam, że gra pięknie się zestarzała i jak na swoje lata wygląda dobrze. Wymaksowanie na 100% zajęło mi niecałe 3 dni, chociaż kilka razy miałem problem z paroma wyzwaniami. Niektóre plansze potrafiłem ukończyć w ciągu kilku do kilkunastu minut przy czym wciąż miałem dobrą zabawę. Jeżeli po tylu latach Spyro nadal potrafił dostarczyć mi tyle rozrywki to myślę... że dla tych co nigdy nie grali lub chcieliby sobie przypomnieć... zdecydowanie POLECAM!
0 komentarzy: