W latach 90. kiedy jeszcze byłem uczniakiem szkoły podstawowej nie zastanawiałem się zbytnio czy gram w oryginalny tytuł czy też nie. Lwią część ogrywanych produkcji stanowiły nowości przywiezione z Giełdy Wolumen przez mojego tatę i wujka. Liczyła się ilość, a nie jakość. Oczywiście czasami trafiały się perełki w postaci dużych pudełek wypełnionych cudowną zawartością, jednak w latach 1994-1999 mógłbym je zliczyć na palcach dwóch rąk. Skoro dorośli decydowali się wydać dużą gotówkę na oryginał to raczej był to tytuł kupowany dla nich, a nie dla mnie. Ojciec miał swoją Phantasmagorię, Stonekeepa czy Wing Commandera III a ja "Literki, cyferki" - grę edukacyjną. No dobra, później było zdecydowanie lepiej. Dało się czasem przysiąść i "pokibicować" starszyźnie, choć z racji mrocznej lub krwistej zawartości danego tytułu z reguły nie trwało to długo. Na którąś gwiazdkę udało mi się nawet wyprosić oryginalnego Bioforge'a, jednak wybór nie był do końca świadomy. Ostatecznie gra mimo, że świetna okazała się dla mnie zdecydowanie za trudna. Aby ją ukończyć musiałem korzystać zarówno z solucji zamieszczonej w growej gazetce jak i z pomocy taty.
Pewnego dnia na dysku znalazłem ikonkę Heroes of Might and Magic, więc niewiele się zastanawiając - kliknąłem. Chwilę później powitał mnie widok czterech herosów wyjeżdżających na swoich rumakach przez bramę zamku. Na czuja odpaliłem nową grę i zobaczyłem śliczną (jak na tamte czasy), baśniową scenerię, a na środku zamek wraz z głównym bohaterem. Niestety nie miał mi kto wytłumaczyć zasad i po zrobieniu pierwszego ruchu kompletnie nie wiedziałem jak ruszyć dalej. Wiadomo jak to małolat, szybko się zniechęciłem i wyłączyłem, bo po co się męczyć z jakąś nudną strategią, skoro w kolejce czeka Warcraft II, Need for Speed, Doom i wiele innych. Kilka miesięcy później dałem jednak grze drugą szansę; jakimś cudem odnalazłem magiczny przycisk klepsydry i w końcu żaróweczka nad głową się zapaliła (albo coś pykło, jak kto woli). Początki były ciężkie, bo często zaatakowane grupy potworów okazywały się silniejsze i mój heros szybko znikał z mapy świata. Metodą prób i błędów uczyłem się skomplikowanych (a przynajmniej tak mi się wtedy wydawało) mechanik oraz tego jak funkcjonował świat tej niezwykłej turówki. Z czasem granie w herosów zaczęło mi sprawiać mnóstwo frajdy i pochłaniać sporo czasu.
Kolejne miesiące mijały i w ręce wpadł mi krążek dołączony do czasopisma, a tam... wersja demo drugiej części! Uśmiech na twarzy i zaciekawienie towarzyszyły mi przez cały proces instalacji. W końcu powitało mnie stylizowane na średniowieczną uliczkę menu z przyjemną, plumkającą muzyczką w formacie midi. Klikamy "New Game" i zaczynamy! Od razu uderzyło mnie bogactwo detali i dźwięki jeszcze lepiej oddające tętniący życiem świat. Piłowanie drewna w tartaku, wydobywanie minerałów w kopalniach czy zbieranie zasobów - wszystkie te odgłosy pobudzały wyobraźnię.
Podczas walk od razu rzucały się w oczy znakomicie animowane stwory i odwzorowane z najdrobniejszymi szczegółami detale - były nawet muchy otaczające podczas walki nieumarłe truchło! W Heroes of Might and Magic nie kojarzę muzyki, być może dlatego że na moim dysku był to najzwyklejszy pirat. Za to po usłyszeniu kilku nutek w drugiej części nie wyobrażałem już sobie grania inaczej niż tylko z włączoną ścieżką dźwiękową. Zapowiadają się nowe zamki, waleczni herosi, multum jednostek i jeszcze więcej rozbudowanych statystyk. Ja tę grę po prostu muszę mieć u siebie! Mało tego, taki tytuł trzeba mieć oryginalny, aby żadne błędy, wywalanie do pulpitu i dubbing zza wschodniej granicy nie popsuły mi obcowania ze światem Heroes of Might and Magic II. Nie mogłem liczyć na to, że ktoś mi grę sprezentuje dlatego też już wkrótce nadciągały miesiące żmudnego oszczędzania.
Pamiętne menu z wersji demo Heroes of Might and Magic II.
Mapa świata i zarazem główna arena działań robiła w swoim czasie ogromne wrażenie.
Podczas walk od razu rzucały się w oczy znakomicie animowane stwory i odwzorowane z najdrobniejszymi szczegółami detale - były nawet muchy otaczające podczas walki nieumarłe truchło! W Heroes of Might and Magic nie kojarzę muzyki, być może dlatego że na moim dysku był to najzwyklejszy pirat. Za to po usłyszeniu kilku nutek w drugiej części nie wyobrażałem już sobie grania inaczej niż tylko z włączoną ścieżką dźwiękową. Zapowiadają się nowe zamki, waleczni herosi, multum jednostek i jeszcze więcej rozbudowanych statystyk. Ja tę grę po prostu muszę mieć u siebie! Mało tego, taki tytuł trzeba mieć oryginalny, aby żadne błędy, wywalanie do pulpitu i dubbing zza wschodniej granicy nie popsuły mi obcowania ze światem Heroes of Might and Magic II. Nie mogłem liczyć na to, że ktoś mi grę sprezentuje dlatego też już wkrótce nadciągały miesiące żmudnego oszczędzania.
0 komentarzy: