The Dark Soul

Nareszcie, udało się! Osiągnąłem coś o czym niektórzy mogą tylko pomarzyć. Ktoś powie, że jest to niemożliwe, inny nazwie mnie no-lif...



Nareszcie, udało się! Osiągnąłem coś o czym niektórzy mogą tylko pomarzyć. Ktoś powie, że jest to niemożliwe, inny nazwie mnie no-lifem, a jeszcze inny zapyta po co? Ponieważ tak bardzo lubię to uniwersum, ten klimat, postacie, historie, walki... Mógłbym tak wymieniać jeszcze długo. Nie będę ukrywać, chciałem się sprawdzić i zobaczyć czy faktycznie to co leży dalej jest tak ciężkie i straszne. Oczywiście, nie była to moja pierwsza rozgrywka, a już piąta postać, którą miałem zamiar przeprowadzić przez krainę Lordran... i to nie raz, a dwa i pół! Wszystko po to, aby zdobyć dwa najtrudniejsze osiągnięcia w Dark Souls. Knight's Honor oraz Prayer of a Maiden, dzięki którym miała się otworzyć przede mną brama do platynowego osiągnięcia, tytułowego The Dark Soul.

TEKST MOŻE ZAWIERAĆ SPOILERY

Ale dlaczego prawie dwukrotnie powtarzałem grę? Ponieważ oba wyzwania, aby zostały zaliczone, wymagają przejścia gry minimum dwa i pół razy. Osiągniecie o nazwie Knight's Honor polega na zdobyciu wszystkich rzadkich broni. Niektóre da się uzyskać tylko za pomocą duszy wybranego bossa. Niestety, z jednego bossa otrzymujemy jedną duszę, a na liście wymaganych broni są np. trzy, które możemy stworzyć. To wymaga od nas pokonanie go trzykrotnie. Podobna sytuacja jest z osiągnięciem Prayer of a Maiden. Rozgrywka w Dark Souls polega na każdorazowym wyzerowaniu się wszystkich przeciwników i ich pozycji w dwóch sytuacjach. Kiedy udamy się na spoczynek przy ognisku lub zginiemy. Niestety na bossów to nie działa, po pokonaniu zostaje on uśmiercony aż do kolejnego cyklu czyli New Game plus.


Jak działa ten cały cykl i dlaczego jest taki boleśnie ciężki i nie do przejścia? Przy każdym kolejnym NG+ wszyscy pokonani bossowie ponownie pojawiają się na mapie. Oczywiście, mają dodatkowo więcej punktów życia, są silniejsi, ale co więcej zmieniają swoją taktykę podczas walki. I to cholernie mocno! Gra goli nas do zera, zabiera wszystkie specjalne przedmioty. Tylko zdobyte bronie, zbroje i ulepszenia zostają z nami. Brzmi niesprawiedliwie, ale każdy pokonany przeciwnik daje nam teraz więcej punktów doświadczenia. Po kolejnym ukończeniu gry znowu wszystko się "resetuje". Bossowie ponownie pojawiają się na mapie, są jeszcze silniejsi i żądni zemsty za poprzednie zgony. Z informacji jakie udało mi się wyczytać w internecie, gracze potwierdzają, że  po ukończeniu cyklu NG++++++, czyli po sześciu razach lub więcej, poziom przeciwników i doświadczenia wreszcie przestaje rosnąć.


Miałem świadomość, że nie będzie to łatwa podróż. Mój rekord to 24h na ukończenie całego cyklu. W tym czasie zdobywałem wymarzony ekwipunek i odpowiedni poziom, który pozwalał mi pokonać ostatniego przeciwnika. Jednak nigdy nie porywałem się na NG+. Grę utrudniłem sobie wybierając klasę Cleric oraz rozpocząłem z przedmiotem Old Witch's Ring. Nie było to świadome posuniecie, chciałem wypróbować Cleric'a i sprawdzić jak działa ten pierścień. Klasy postaci w dłuższej rozgrywce nie mają zbyt dużego znaczenia, gdyż przez dodawanie punktów w odpowiednie statystyki z Cleric'a można zrobić łucznika, wojaka lub odwrotnie. Obiecałem sobie, że tym razem spróbuję pokonać wszystkich bossów dostępnych w grze. Do tej pory brakowało mi tylko jednego, jednak chciałem przy okazji odświeżyć pozostałych.


Od czego zacząć? Najpierw przygotowałem sobie pełną listę broni wymaganych do Knight's Honor. Początek był dosyć nudny i monotonny, musiałem szybko się wzmocnić, ale też nie mogłem atakować kluczowych bossów żeby nie posunąć fabuły zbyt do przodu. Niektórzy NPC szybko reagowali na to co działo się w uniwersum, a byli mi potrzebni do uzyskania niektórych przedmiotów czy zaklęć. Musiałem też nauczyć się dobrze walczyć. Co to znaczy dobrze walczyć? Przede wszystkim odświeżyć sobie podstawy czyli tradycyjne parowanie tarczą i wyprowadzenie kontr ataków. Wielu przeciwników możemy pokonać na różne sposoby. Atak frontalny, czyli proste stałe obrażenia. Atak krytyczny zza pleców czyli zajście przeciwnika od tyłu i ugodzenie go potężnym atakiem w plecy. Ostateczny i najmocniejszy to właśnie parowanie tarczą i wyprowadzenie kontr ataku. W połączeniu z odpowiednią bronią, zaklęciem i pierścieniami możemy ubijać potężnych wrogów jednym uderzeniem bez otrzymania żadnych obrażeń. No i najważniejsze, nauczyć się ruchów przeciwnika i nie bać się zaatakować. Brzmi strasznie, jednak tak nie jest. Musimy tylko wyczuć naszą postać, dużo zależy od tego jaki mamy na sobie ekwipunek i jaki rodzaj broni używamy. Z takimi umiejętnościami stworzyłem sobie cały plan. Zebrać wszystkie zaklęcia, pyromancję, cuda oraz bronie w pierwszym cyklu gry, a w kolejnych skupić się na wybranych bossach.


Pierwsze ukończenie gry było najdłuższe, zajęło mi ponad 80 godzin. Nie mogłem sobie pozwolić na zbyt szybki progres, gdyż nie chciałem niczego przegapić, żeby potem próbować zdobyć zaległe przedmioty w nowym cyklu. Musiałem też zdecydować się na główne bronie, zbroję oraz ulepszyć je zanim ukończę grę. Na domiar wszystkiego, musiałem zebrać odpowiednie przedmioty i usprawnić je, aby były gotowe na dusze bossów. Kilka żmudnych godzin zbierania minerałów i biegania po kowalach. Jednak ten najdłuższy cykl miał też swoje plusy, a dokładniej mówiąc - pojedynki z bossami.


Który boss był najtrudniejszy? Najczęściej pada jako przykład: Executioner Smough & Dragon Slayer Ornstein, Knight Artorias czy sam Gwyn Lord of Cinder. Moim najtrudniejszym bossem w całej grze był Black Dragon Kalameet. Sam Hawkeye Gough ostrzega gracza, że Kalameet to jeden z najgroźniejszych starożytnych smoków i sam Gwyn zabronił swoim rycerzom podejmowania walki z nim. To tylko bardziej zachęcało mnie do konfrontacji z tą bestią. Gdybym miał odpowiedni sprzęt to z chęcią pokazał bym wam cały pojedynek. Początek był szybki i jednostronny, Kalameet potrafił być tak agresywny, że nie pozwalał mi na wyprowadzenie nawet jednego ciosu. Po każdej mojej klęsce stawałem się coraz silniejszy. Walka powoli zaczęła się wydłużać, lecz smok nie dawał za wygraną. Wreszcie po dokładnej obserwacji i wyuczeniu się jego ruchów, przystąpiłem do ataku. Na każde siedem jego uderzeń, jedno było moje. Ciekawostką jest to, że wszystkim smokom w Dark Souls możemy obciąć ogon z którego wypada unikatowa broń. Oczywiście obrałem to sobie jako dodatkowe wyzwanie, aby pozbawić Kalameet jego ogona. Pojedynek wydłużał się, a smok zawzięcie atakował czekając, aż popełnię jakiś błąd. Nie potknąłem się ani razu. Jego pasek zdrowia ledwo się kurczył, a ja cierpliwie czekałem na odpowiedni moment by zadać kolejne cięcie i ponownie unikać jego dzikich ataków. Poważna muzyka nadawała całej walce dodatkowej epickości. Czułem się jak rycerz z jakiejś legendy. Wreszcie udało się! Uciąłem mu ogon, a potem zadałem ostateczny cios. Black Dragon Kalameet został pokonany, a ja wykończony padłem w fotelu. Cała walka trwała lekko ponad godzinę, jednak każdą chwilę uważam za wyjątkową, a smoka stawiam jako numer jeden najtrudniejszych przeciwników w całym Dark Souls. Smoki są zajebiste! Dobra, zatłukłem jaszczurkę, lecimy dalej!


Po zebraniu wszystkich przedmiotów i ulepszeniu moich broni byłem gotów stawić czoła finałowemu bossowi Dark Souls. Gwyn Lord of Cinder, król Lordran. Walka rozpoczęła się szybko i tak też skończyła. Doświadczenie zdobyte z poprzednich pojedynków plus opanowanie techniki parowania sprawia, że  Gwyn jest jednym z najprostszych przeciwników w całej grze. Po wkroczeniu do jego lokacji i odparowaniu pierwszego ataku, wiedziałem, że ta walka jest moja. Później pozostaje tylko wybranie zakończenia, a gra przenosi nas do nowego cyklu.


Nie byłem pewny jak mocni będą przeciwnicy w NG+, chociaż też byłem naprawdę dopakowany. Każdy oponent ma jakąś słabość: ogień, błyskawice lub magia. Wiedzieliście, że bronie czarnych rycerzy zadają większe obrażenia przeciwko demonom? Taki Taurus Demon zginął od jednego uderzenia. Nie musiałem tym razem walczyć ze wszystkimi bossami lecz tylko tych, których dusz mi brakowało. To przyspieszyło rozgrywkę w drugim cyklu i po kilkunastu godzinach znów stanąłem twarzą w twarz z królem Lordran'u. Szybki kontratak i rozpoczyna się trzeci cykl. Tutaj oponenci byli jeszcze większym wyzwaniem. Musiałem pokonać tylko paru lecz byli już naprawdę silni. Niepozorna wiedźma, stała się naglę szybsza i bardziej przebiegła. Kiedy wydawało mi się, że już po niej, ona potrafiła wyprowadzić szybką furię ataków dokonując mój żywot. Byłem już trochę zmęczony, lecz myśl, że jestem tak blisko uzyskania ostatecznego osiągnięcia, pchała mnie na przód. Godzina 1:15 nad ranem, a ja dotarłem do kowala. Przeglądam po raz dwudziesty czy mam wszystkie przedmioty z listy i wykuwam dwa ostatnie miecze. Po ich wykonaniu czekam wpatrując się w prawy górny róg ekranu. Pojawił się! Knight's Honor jest mój. Kilka sekund później jest też on The Dark Soul, a moja przygoda została ukończona.


Na liczniku mam ponad 140 godzin, to była długa podróż jednak nie żałuję. Muszę podkreślić, że wiele osiągnięć miałem już zdobytych wcześniej, lecz te dwa były najtrudniejsze. Czy było warto? Tak, ktoś inny może uważać, że zdobywanie pucharków to marnowanie czasu. Sam nie robię tego w każdej grze. Dark Souls to jedna z moich ulubionych serii i myślę, że to miało duży wpływ na to, że podjąłem się zdobycia ostatniego platynowego osiągnięcia. O samej grze mógłbym rozmawiać godzinami, taktyki, uniwersum, bronie, legendy czy teorie. Jeżeli ktoś z was planuje podjąć się tego wyzwania... POLECAM!



0 komentarzy: