Diablo III: Reaper of Souls (Ultimate Evil Edition) - wrażenia z gry na PlayStation 4

Siekania demonów nigdy za wiele. O Diablo III pisałem już przy okazji recenzji podstawowej wersji gry w wersji na Xboxa 360 oraz dodatku ...

Siekania demonów nigdy za wiele. O Diablo III pisałem już przy okazji recenzji podstawowej wersji gry w wersji na Xboxa 360 oraz dodatku Reaper of Souls w wersji na PC. W drugiej połowie sierpnia ukazała się natomiast kompilacja podstawki i dodatku wersji na PlayStation 4 (a także inne konsole), którą Blizzard nazwał dumnie Ultimate Evil Edition. Nie będzie to kolejna recenzja, ale raczej luźne wrażenia i kilka słów o tym co znajdziemy nowego w tym właśnie wydaniu.


Diablo III: RoS UEE na PlayStation 4 jest szybkie, dynamiczne i diabelnie miodne. Mało, która gra oferuje tak intensywne i ekscytujące, kanapowe granie dla nawet czterech osób jednocześnie. Oczywiście z małymi przerwami, kiedy trzeba posprzedawać łupy i pozmieniać umiejętności, bo wtedy każdy z grających przymusowo czeka na swoją kolej. Zdobyte przedmioty są automatycznie rozdzielane dla konkretnych klas postaci na podstawie statystyk, co zapobiega kuriozalnym sytuacjom kiedy farciarz będący najbliżej pokonanego wroga zazwyczaj zgarniał wszystko. Oczywiście system nie jest doskonały, zwłaszcza kiedy w drużynie trafi się osoba lubiąca kolekcjonować wszystkie śmieci i tym samym mniej lub bardziej świadomie zapychać pozostałym ekwipunek.


Możliwości PlayStation 4 pozwoliły na usprawnienie szaty graficznej. Do poziomu detali znanego z komputerów co prawda jeszcze trochę brakuje, zwłaszcza jeśli chodzi o szczegółowość postaci. Gra wygląda za to znacznie lepiej niż na PlayStation 3 czy Xbox'ie 360. Przede wszystkim zwiększono ilość maszkar i wreszcie nie można narzekać na brak mięcha armatniego. Jest jednocześnie dużo bardziej płynnie. Oczywiście kiedy wpadniemy w naprawdę niezłą zawieruchę klatki animacji spadają, ale nadal pozostają na pewnym, akceptowalnym poziomie. W każdym razie nie przeszkadza to w precyzyjnym wyprowadzaniu kolejnych ataków przez naszych bohaterów.


System Nemesis to absolutnie nowy element i jednocześnie ukłon Blizzarda w stronę konsolowych graczy. Nie znajdziemy tego trybu na poczciwych blaszakach. Od czasu do czasu wybrany losowo potwór, który zabije naszego bohatera, wysysa jego moc i przenosi się do innego wymiaru. Tak przypakowany demon poluje następnie na graczy z naszej listy przyjaciół. Materializuje się w ich grze, przeważnie w mało oczekiwanych momentach z nadzieją dokonania kolejnego mordu i wzmocnienia swoich zdolności. Skoki adrenaliny kiedy usłyszycie zawodzenie zwiastujące nadejście sługi zła, połączone z drżeniem pada - gwarantowane.


Kiedy uda nam się ubić tak potężnego czarta oprócz tradycyjnego sprzętu upuszcza on prezent dla przyjacielskiego Nefalema, którego właśnie pomściliśmy. Cały myk polega na tym, że tylko ta konkretna osoba może go rozpakować i cieszyć rzadką czy nawet legendarną zawartością. Diablo III: RoS UEE umożliwia przesyłanie praktycznie wszystkich przedmiotów między postaciami. Można w pełni swobodnie handlować, a przedmioty legendarne nie są przypisywane do konta znalazcy.


Gra na PlayStation 4 nie jest pozbawiona lagów. Nawet podczas rozgrywki z osobami z tego samego regionu zdarzają się kilkusekundowe opóźnienia. Po prostu gdy znajdziemy się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze szkoda nerwów i lepiej w takim przypadku poszukać innego gospodarza. Czasem może to chwilę zająć, bo gra lubi nas uporczywie wrzucać do tej samej drużyny. Warto zaznaczyć, że poziom trudności jest skalowany w stosunku do najbardziej doświadczonego bohatera i jednocześnie zostają podciągnięte statystyki pozostałych postaci obecnych w drużynie. Tym sposobem nawet najmniej doświadczeni herosi nie poczują się jak piąte koło u wozu.


Nigdy nie zrozumiem jak można czerpać przyjemność z grania kiedy korzystamy z przypakowanych, przekraczających wszelkie granice przyzwoitości przedmiotów. Niestety wiele osób sztucznie sobie pomaga, dlatego warto olewać takich delikwentów i grać raczej we własnym, sprawdzonym gronie. Nie ma co oczekiwać, że Blizzard coś z tym zrobi. Pliki postaci nie znajdują się na serwerach firmy, a na dyskach naszych konsol i są podatne na wszelkiego rodzaju manipulacje. Niestety coś za coś; nie musimy być podłączeni stale do sieci, ale za to w grze już na tym etapie sporo jest oszustów.


Diablo III: Reaper of Souls - Ultimate Evil Edition to świetna konwersja, idealnie przystosowana do możliwości konsol nowej generacji. Warto zwrócić uwagę na ten tytuł jeśli szukamy wciągającej rozrywki dla 2-4 graczy. Zwłaszcza, że Blizzard obiecał wspieranie gry kolejnymi aktualizacjami. W niedalekiej przyszłości czekają nas głębokie szczeliny, tryb rankingowy... ale już zupełnie inna bajka.

1 komentarzy:

Wasteland 2 - prezentacja Edycji Strażnika

Wahałem się nad kupnem Wasteland 2 . Pierwsza część ukazała się w 1988 roku i nie miałem szans w nią zagrać, ponieważ miałem wtedy znacznie ...

Wahałem się nad kupnem Wasteland 2. Pierwsza część ukazała się w 1988 roku i nie miałem szans w nią zagrać, ponieważ miałem wtedy znacznie ciekawsze rzeczy do roboty, tj. powierzchowne poznawanie otaczającego świata i stawianie pierwszych kroków :) Poza tym jeszcze nie miałem komputera. 


Druga część serii została ufundowana z pomocą Kickstartera i po latach wytężonej pracy w końcu wylądowała na sklepowych półkach. "Poczuj emocje tradycyjnej walki w turach z widokiem na całą drużynę jak w klasycznych grach RPG" - głosił opis na opakowaniu. Kiedy zobaczyłem ten tytuł na własne oczy, ożyły we mnie wspomnienia. Świetne pudełko, prawdziwa instrukcja i masa dodatków w cenie zwykłego, premierowego tytułu? Tak się już nie wydaje gier, pomijając edycje kolekcjonerskie. W dodatku kolega, który miał okazję zagrywać się jeszcze w pierwszą część Wasteland skwitował krótko: "Jak tego nie kupisz, to przez najbliższy miesiąc nie będziemy mieli o czym gadać". 

Tak więc kupiłem i oto co kryje w środku pudełko Wasteland 2:



Ładne pudełko przypominające edycje kolekcjonerskie, tyle że zmniejszone do rozmiarów normalnej gry. Z tyłu przepięknie "porysowane" :) 



Tu już bardziej zwyczajne, plastikowe opakowanie zawierające klucz aktywacyjny, płytkę z grą oraz ścieżkę dźwiękową z Wasteland 2


Ciekawe zdjęcia postaci w formie pocztówek, które możecie wysłać do znajomych o ile zasłużyli ;)


Niesamowicie wykonana mapa (dosłownie czuć wszelkie wypukłości pod palcami!), która nie pozwoli Wam się zgubić w świecie Wasteland 2





Przydatna, gruba jak na dzisiejsze czasy instrukcja w języku polskim oraz angielskim z kolorowymi zdjęciami, opisami broni, umiejętności i poradami. Nie żadna broszurka, pdf czy inne badziewie. Obowiązkowa lektura zarówno przed rozpoczęciem jak i podczas rozgrywki



Dwustronny, klimatyczny plakat


Bardzo miły gest w postaci klucza Steam do pierwszej części Wasteland i jej ścieżki dźwiękowej


Gra w pełnej okazałości

Wydanie Wasteland 2 w Edycji Strażnika to istna perełka. Niejedna edycja kolekcjonerska mogła by się powstydzić takich gadżetów, a to wszystko w cenie zwykłego, premierowego tytułu. Moi strażnicy już nie mogą się doczekać kolejnego zadania w tym niezwykłym, postapokaliptycznym świecie. Wasteland 2 to według obietnic twórców 50 godzin rozgrywki, więc czym prędzej zmykam grać wierząc, że jest ona co najmniej tak ekscytująca jak samo wydanie.

0 komentarzy:

Lato się kończy, a za pasem jesień i wysyp nowości

Cześć! Minęło trochę czasu od ostatniego wpisu. Najpierw urlop, a następnie niezły kocioł w pracy spowodowały że mój czas dla bloga był osta...

Cześć! Minęło trochę czasu od ostatniego wpisu. Najpierw urlop, a następnie niezły kocioł w pracy spowodowały że mój czas dla bloga był ostatnio mocno ograniczony. Opisałem dotychczas tylko jedną grę na urządzenia mobilne - Plague, ponieważ nawet mimo długich, wakacyjnych przejazdów nie było za bardzo warunków do komfortowego grania. Choćby ze względu na baterię w telefonie, która była potrzebna do innych celów. Oczywiście nie zapomniałem o Godfire: Rise of Prometheus i obiecuję wrócić do tego tytułu za jakiś czas. 


Niezmiernie mnie cieszy, że w końcu jest w co pograć na PlayStation 4. Aktualnie zachwycam się The Last of Us: Remastered i intensywnie ogrywam(y) Diablo III: Reaper of Souls - Ultimate Evil Edition. Na komputerze natomiast przemierzam pustkowia Wasteland 2 w Edycji Strażnika. Nie mogę się doczekać, aby zaprezentować Wam zdjęcia tego wyjątkowego wydania!


Można marudzić na nadchodzącą jesień, ale dla nas graczy zaczyna się wspaniały czas. Czeka nas wysyp wielu znakomitych tytułów wobec, których trudno pozostać obojętnym. Ja natomiast wracam na bloga, aby ekscytować się grami razem z Wami i jednocześnie opisywać jak najwięcej wrażeń! 


A poza tym, nie wiem czy wiecie, ale już lada dzień w sieciach: Ruch, Kolporter, Empik i Garmond Press pojawi się reaktywowany Secret Service!!! Cena kioskowa to 14,50 zł, a wersja w PDF: 9,50 zł.

0 komentarzy:

Infekcja na ekranie smartfona? To nie wirus, to Plague Inc.

Ratowanie growego świata przed złem bywa męczące . Zdarzają się jednak tytuły gdzie możemy stanąć po drugiej stronie barykady. I choć zdarz...

Ratowanie growego świata przed złem bywa męczące. Zdarzają się jednak tytuły gdzie możemy stanąć po drugiej stronie barykady. I choć zdarzało mi się to wiele razy to właśnie w Plague Inc. nasza rola jest bardzo jednoznaczna. Wyprzedzając pytanie - tak, miałem pewne moralne dylematy, ale ostatecznie to tylko gra. O czym jest więc strategia Ndemic Creations? Niczym ogarnięty szaleństwem naukowiec tworzymy śmiercionośną broń biologiczną i niszczymy ludzkość na ziemi. 

Plague Inc.


Rozgrywka

Zaczynamy od wyboru rodzaju plagi i poziomu trudności. Następnie przenosimy się na mapę świata i decydujemy, które państwo zainfekujemy w pierwszej kolejności. Warto przemyśleć swój wybór, bo każdy rozwinięty kraj ma służbę zdrowia na odpowiednio wysokim poziomie. Co za tym idzie? Błędna decyzja może spowodować, że już na starcie utrudnimy sobie zadanie. Kiedy już zarazimy dane państwo w miarę upływu czasu otrzymujemy punkty DNA, które wykorzystujemy do ulepszania naszej biologicznej broni.


Drzewka ulepszeń dzielą się na trzy kategorie: transmisję, symptomy oraz zdolności. Pierwsza z cech warunkuje poszczególne drogi rozprzestrzeniania się naszej plagi i co za tym idzie - skuteczność zarażania kolejnych mieszkańców globu. Przykładowo ulepszenie insektów sprawi, że choroba znacznie szybciej opanuje kraje, w których panują wysokie temperatury. Rozwinięcie przenoszenia w drobinkach kurzu czy pyłu sprawi, że plaga ma większą szansę zawitać do państw znacznie oddalonych od naszego pierwszego celu. Symptomy to efekty oddziaływania naszego wirusa na ludzi. Począwszy od zupełnie błahych objawów takich jak krwawiące dziąsła czy bezsenność aż po prawdziwie zabójcze kombinacje. Od zdolności natomiast zależy jak nasza plaga radzi sobie w poszczególnych klimatach, a także jak skutecznie spowalnia opracowanie szczepionki przez naukowców.


Ludzkość w Plague Inc. wcale nie jest łatwym celem. Im wyższy poziom trudności tym ludzie częściej myją ręce, lekarze więcej pracują, a kolejni zarażeni są izolowani od reszty społeczeństwa. Ta gra to pełna adrenaliny wojna nerwów, bo musimy uważnie śledzić kolejne wydarzenia i szybko na nie reagować. Któreś z państw zamyka lotniska? Trzeba poszukać innej drogi. Igrzyska Olimpijskie w Londynie? Może warto uderzyć tam w następnej kolejności. Rozważne dawkowanie punktów DNA jest szczególnie istotne; ich ilość na początku rośnie bardzo powoli, kolejna faza to gwałtowny wzrost, by w kulminacyjnym momencie znowu wyhamować praktycznie do zera. Nawet na normalnym poziomie trudności kilkanaście sekund błędnych decyzji może szybko zdecydować o porażce. Przykładowo kiedy nasza plaga zacznie zabijać zbyt szybko może okazać się, że nie wszyscy ludzie zostaną zarażeni i tym samym świat przetrwa.

Nie taka plaga straszna...


Jeśli chodzi o oprawę wizualną Plague Inc. na telefonach komórkowych to jest ona dość uproszczona. Grę testowałem na iPhonie 5s, a zrzuty ekranu pochodzą bezpośrednio ze smartfona. Mamy więc mapkę świata po której poruszają się samoloty i statki. Co jakiś czas klikamy na niej, aby odebrać punkty DNA za kolejny zainfekowany kraj, a innym razem aby wstrzymać opracowywanie szczepionki przez naukowców. Bardzo pomocne są wskazówki dotyczące mocnych stron danego państwa, a także statystyki dotyczące ilości zainfekowanych i martwych mieszkańców. Oczywiście w międzyczasie warto zerkać na pasek informacji ze świata, aby odpowiednio szybko reagować na poszczególne ruchy ludzkości. Zarażony kraj jest oznaczony czerwonym kolorem, którego intensywność symbolizuje stopień infekcji. 


Muzyka to zaledwie jeden odrobinę psychodeliczny motyw, któremu towarzyszy festiwal kaszlnięć, kichnięć i tym podobnych odgłosów. Mi osobiście nie przeszkadzał, ale na pewno zwraca uwagę pozostałych domowników. Dźwięków w grze jest zaledwie kilka i usłyszymy je głównie rozbijając kolejną próbkę ze szczepionką czy odbierając kolejne punkty DNA. 


Czego zabrakło dla mnie w Plague Inc.? Przede wszystkim innej mapy, bo niezależnie od trybu rozgrywki i wybranej plagi świat zawsze wygląda tak samo. Przydałoby się także jakieś efektowne zakończenie po wygranej batalii. Może chociaż krótka animacja zwiastująca nadchodzącą zagładę? Póki co mamy zaledwie ekran podsumowujący nasze poczynania. Od czasu do czasu zdarzy nam się także odblokować jakieś osiągnięcie.
 
 Podsumowanie

 

Jeśli lubicie nietypowe gry strategiczne i nie odstrasza Was jej tematyka to koniecznie wypróbujcie Plague Inc. Mimo stosunkowo prostej oprawy tytuł potrafi wciągnąć na długie godziny. Dzieło Ndemic Creations jest dostępne za darmo w wersji na Androida lub za 0,99 EUR na urządzenia z iOS. Warto zaznaczyć, że kiedy już odkryjemy wszystkie rodzaje plagi i możliwości modyfikacji zawsze możemy pochwalić się naszymi wynikami przyjaciołom, albo odblokować za dodatkową opłatą kolejne scenariusze.

1 komentarzy:

Urlop, wakacje, podróze... czyli granie bardziej mobilne

Sierpień to dla większości z nas miesiąc urlopów i dalekich wypraw. Siłą rzeczy nie możemy zabrać na urlop naszego komputera. Towarzyszka po...

Sierpień to dla większości z nas miesiąc urlopów i dalekich wypraw. Siłą rzeczy nie możemy zabrać na urlop naszego komputera. Towarzyszka podróży z pewnością nie byłaby zachwycona widokiem znajomej "metalowej puszki" wypełniającej przestrzeń całej walizki. W trakcie przemieszczania się autobusem, pociągiem czy samolotem brakuje nam gier video i na szczęście z pomocą przychodzą nam urządzenia mobilne. 


W tym miesiącu rzucę okiem na kilka tytułów, w które możemy zagrać będąc w trasie. Jednym z nich będzie Godfire: Rise of Prometheus, dziwnym zbiegiem okoliczności związanym z mitologią kraju do którego się wkrótce wybieram. Gra pozwala wcielić się w postać Prometeusza, który po wyrwaniu Boskiej Iskry musi przebrnąć przez hordy piekielnych stworzeń w świecie, gdzie historia Bogów Starożytnej Grecji miesza się ze współczesnością. A wszystko to okraszone silnikiem Unreal Engine i przeniesione na ekrany telefonów i tabletów. Zrzuty umieszczone we wpisie są żywcem wyjęte z iPhone'a 5s i prezentują się naprawdę okazale.


Grę otrzymałem w prezencie od czytelnika pisma Secret Service o którego reaktywacji wspominałem kilka postów temu. A oto krótka historia.  

Aby wygrać kod na Godfire: Rise of Prometheus trzeba było wziąć udział w konkursie na stronce. Redakcja co prawda nie wybrała mojej pracy, ale jeden ze zwycięzców - Karol Gibuła wspaniałomyślnie podarował mi swój klucz. Prezent od gracza dla gracza. Liczy się nie tyle wartość samej nagrody, co gest. Kolejny przykład na to, że na Secret Service wychowało się wielu niesamowitych, bezinteresownych ludzi. Jeszcze raz wielkie dzięki Karol!


Warto zaznaczyć, że twórcy Godfire: Rise of Prometheus świętują obecnie wydanie dodatku i w związku z tym przez krótki okres czasu możecie nabyć grę z 40% zniżką, czyli za jedyne 2,69 EUR. Tytuł na razie jest dostępny jedynie dla posiadaczy urządzeń z iOS 7.0. A jaką cenę przyjdzie zapłacić samemu Prometeuszowi za kradzież Boskiej Iskry? Przekonam się już wkrótce na ekranie mojego telefonu.

1 komentarzy:

Hearthstone - odkrywamy tajemnice nekropolii Naxxramas

To prawda, zazdrościłem szczęśliwcom, którzy mieli tego dnia wolne i od razu mogli się cieszyć pierwszym, dużym dodatkiem do Hearthstone . J...

To prawda, zazdrościłem szczęśliwcom, którzy mieli tego dnia wolne i od razu mogli się cieszyć pierwszym, dużym dodatkiem do Hearthstone. Jak się później okazało, wcale nie było tak wesoło. Kolejki, zrywane połączenia czy w ogóle brak możliwości zagrania - cóż, nawet sam Kel'Thuzad nie przewidział takiego natłoku nieproszonych gości. 

Ja natomiast do Naxxramas wkroczyłem późnym wieczorem i dzięki uprzejmości mojej ukochanej, piękniejszej połówki z iPadem Mini (wyświetlacz Retina) w dłoni. 

Rewir Arachnidów


Zasadniczą zmianą jest oczywiście tryb przygodowy i trzech bossów do ubicia w pierwszym, udostępnionym za darmo skrzydle cytadeli. Pierwszy z nich to nieumarły nerubianin - Anub'Rekhan, który z chęcią zaleje pole bitwy armią rozmaitych pajęczaków. Druga to Wielka Wdowa Ferlina - mistrzyni trucizn i przełożona akolitów Naxxramas. Trzecim i ostatnim bossem Rewiru Arachnidów, który wystawi zmysły naszych dzielnych wojaków na próbę jest wielka pajęczyca Maexxna


Sługom Kel'Thuzada możemy stawić czoła w trybie zwykłym lub heroicznym. O ile w tym pierwszym w zasadzie większość graczy nie powinna mieć problemów, o tyle drugi tryb stanowi naprawdę niezły orzech do zgryzienia. Przeciwnicy mają w nim 45 punktów życia i dodatkowo przypakowane podstawowe umiejętności.

Ciekawe są bez wątpienia wyzwania, gdzie gramy przeciwko konkretnym bossom wybraną klasą i ustaloną przez grę talią. W ramach dostępnego skrzydła możemy sprawdzić swoje umiejętności druidem i złodziejem.

Intruzi u bram! 

Najlepsze wrażenie z całego dodatku poza wspomnianymi wyżej nowościami zrobiło na mnie udźwiękowienie. Kwestie wypowiadane przez nowych bossów oraz karty są idealnie dobrane, zabawne i co najważniejsze po polsku. Anonse Kel'Thuzada dotyczące jego sług potwierdzają, że nawet ponurym monstrom z Naxxramas dopisuje na co dzień humor.

Znakomita i klimatyczna jest także nowa miejscówka, na której odbywają się pojedynki. Interaktywne elementy takie jak stos jaj czy spętany łańcuchami kryształ aż się proszą aby na nich poklikać lub w przypadku iPada - także podotykać :P


Za wyczyszczenie Rewiru Arachnidów na poziomie normalnym i podołanie wyzwaniom klasowym otrzymamy łącznie 6 nowych kart (w tym jedną legendarną), które możemy dorzucić do własnej talii. Na pewno wprowadzi to sporo urozmaicenia zarówno do klasycznych pojedynków jak i zmagań na arenie. 

Coś chyba poszło nie tak


Mam wrażenie, że nagrody i poziom trudności nienajlepiej ze sobą współgrają. Najcenniejsze łupy zgarniamy za relatywnie proste zadania, natomiast za pokonanie wszystkich bossów (włącznie z tymi jeszcze nie udostępnionymi) na poziomie heroicznym dostajemy jedynie nowy rewers kart. Powoduje to, że chęć powrotu do Naxxramas w przyszłości będzie raczej niewielka. Może przydałaby się motywacja w postaci kilkunastu sztuk złota lub pyłu potrzebnego do stworzenia nowych kart?

Minęło już kilka dni od premiery Trybu Przygodowego, nadal jednak świat Hearthstone trapią rozmaite bugi. Gra na iPadzie często potrafi się wysypać w różnych sytuacjach, a zwłaszcza po rzuceniu karty Łowcy - Zwierzęcego towarzysza. Nadal zbyt często zdarzają się rozłączenia z serwerem gry. A po ponownym dołączeniu nazwy naszych przeciwników nie wyświetlają się prawidłowo. 

Pokonam Cię jednym palcem


Nawet powyższe problemy nie zmieniają jednak faktu, że w Hearthstone na iPadzie gra się co najmniej tak samo przyjemnie jak na komputerze. Konwersja jest dopracowana w najdrobniejszych szczegółach, a rzucanie kart z użyciem dotykowego wyświetlacza jest uzależniające. A jeśli dodamy do tego perfekcyjną polską wersję językową to mamy obowiązkowego towarzysza podróży. Mam nadzieję, że już wkrótce spełnią się obietnice Blizzarda i moc przyciągania tej niesamowitej karcianki poznają także użytkownicy iPhonów oraz urządzeń z systemem Android.  

Naxxramas otwórz się


Czy warto zatem wysupłać z portfela 700 złota lub 5,99 EUR na wstęp do kolejnych skrzydeł mrocznej nekropolii? Myślę, że zdecydowanie tak. Czekają na nas nowi, wymagający przeciwnicy, ciekawe wyzwania, świeżutkie karty i inne nagrody! A dla Blizzarda pozostaje poprawienie błędów technicznych i wymyślenie jakiejś zachęty, by gracze chcieli zaglądać do Naxxramas jak najczęściej.

1 komentarzy:

Klątwa Naxxramas spadnie na świat Hearthstone już jutro

23 lipca 2014 Blizzard wzbogaci swoją znakomitą karciankę o tryb przygodowy. Chciałoby się powiedzieć nareszcie, bo pojedynki zarówno zwykł...

23 lipca 2014 Blizzard wzbogaci swoją znakomitą karciankę o tryb przygodowy. Chciałoby się powiedzieć nareszcie, bo pojedynki zarówno zwykłe jak i rankingowe zdążyły mnie już znudzić. Ile razy można także grać kolejne Areny?


Dostaniemy pięć smakowicie odrażających skrzydeł cytadeli Naxxramas, które zostaną otwarte w ciągu kolejnych tygodni. Stawimy w nich czoła hordom nieumarłych i przede wszystkim wymagającym bossom. Nagrodą będą skarby w postaci nowych kart, które dodamy do swojej kolekcji. Już jutro odwiedzimy absolutnie za darmo Rewir Arachnidów natomiast za każde kolejne skrzydło trzeba będzie zapłacić 700 złota, lub 5,99 EUR. Kasa odłożona? U mnie jak najbardziej!


O samym Hearthstone pisałem już przy okazji bety, pod koniec stycznia. W pełnej wersji co prawda niewiele się zmieniło, ale Klątwa Naxxramas jest bardzo istotnym powodem, aby wrócić do tematu. Spodziewajcie się obszernej relacji prosto z cuchnących, pełnych szlamu korytarzy mrocznej cytadeli już w najbliższy weekend.

0 komentarzy:

League of Legends - wrażenia po kilkunastu godzinach gry

Prawie pięć lat zajęło mi zainteresowanie się tytułem Riot Games mimo że jest w dużym stopniu darmowy. Powstrzymywały mnie po części krążąc...

Prawie pięć lat zajęło mi zainteresowanie się tytułem Riot Games mimo że jest w dużym stopniu darmowy. Powstrzymywały mnie po części krążące tu i ówdzie opinie, że gra w nią głównie masa rozwydrzonych i nietolerancyjnych dzieciaków. Aż w końcu na wspólną sesję namówił mnie dobry kumpel. Tak więc Panie i Panowie dzisiaj na tapecie...

League of Legends 


Zaczynamy od założenia konta i wyboru serwera gry. Ściśle związane są z tym wersje językowe. Mamy możliwość wyboru polskiego języka tylko jeśli gramy na serwerach północno-wschodniej Europy. Następnie musimy przebrnąć przez krótki samouczek po to, aby poznać podstawy. Kolejny krok to kilka starć z komputerowymi przeciwnikami. Przeciwko prawdziwym graczom możemy zagrać dopiero po wbiciu kilku poziomów doświadczenia. Nie wiem czy znajdzie się ktoś, kto perfekcyjnie umie grać choćby połową z dostępnych bohaterów. Mamy tu dosłownie zatrzęsienie charyzmatycznych postaci podzielonych na 6 klas. Możliwości wyboru potęgują dodatkowo hybrydy. Bez względu na to czy lubicie siać zniszczenie, wspomagać członków drużyny, czy też wchłaniać jak największą ilość obrażeń - na pewno znajdziecie coś dla siebie. 

Welcome to Summoner's Rift
 
 

Mój wybór padł na Veigara, niepozornego z wyglądu ale jednocześnie bardzo niebezpiecznego maga. Wraz z awansem na kolejny poziom doświadczenia odblokowywałem kolejne umiejętności. Nękałem przeciwników złowrogim uderzeniem, zamykałem ich w krawędziach przestrzeni, zadawałem masowe obrażenia ciemną materią po to, aby na koniec potraktować ich przedwiecznym wybuchem. Czy wspomniałem już, że moja regeneracja many zwiększała się proporcjonalnie to tego jak jej ubywało? Mamy więc cztery umiejętności aktywne i jedną pasywną, a jeśli przemnożymy je przez ilość dostępnych czempionów wychodzi ogromna liczba kombinacji. Trzeba wiedzieć w które zdolności inwestować na początku, ponieważ znacznie ułatwia to rozgrywkę, a w ostatecznym rozrachunku przechyla szalę zwycięstwa na naszą stronę.


W League of Legends mamy spory wybór trybów gry, ja jednak póki co skupiłem się na klasycznym 5v5. W skrócie trzeba przedrzeć się przez hordy mięska armatniego kontrolowanego przez komputer, zniszczyć wieżyczki przeciwnika, pokonać wrogich herosów i zniszczyć magiczną budowlę - Nexus umiejscowiony w bazie wroga. Po drodze oczywiście starać się samemu nie ginąć zbyt często. Proste, prawda? 


O ile zgłębienie podstaw idzie z górki to już ogarnięcie przedmiotów w sklepie, rozwijanie drzewka wzmacniającego umiejętności czy odkrywanie dostępnych run i znaków nastręcza pewnych trudności. Do tego dochodzi jeszcze system zależności między postaciami. W końcu niektórzy czempioni znakomicie się uzupełniają, a inni mniej. Część bohaterów jest diabelsko skutecznych przeciwko pozostałym. Niektóre postacie powinny szczególnie nękać wrogich bohaterów, a niektóre skupiać się na mięsku. Dylematy czy udać się do miasta podleczyć i zrobić zakupy czy też pozostać na polu bitwy są tutaj na porządku dziennym. Byle zbyt długo się nie zastanawiać.


Poszukajcie towarzyszy broni


Po pierwsze dlatego, że bardziej doświadczony kolega zawsze coś podpowie. Po drugie zawsze można stworzyć drużynę i dobrać taką kombinację bohaterów jaka nam właśnie pasuje. Po trzecie zawsze przyjemniej się gra z kimś kogo się zna. Koniecznością są także słuchawki z mikrofonem, bo zanim zaczniemy rozumieć się bez słów minie trochę czasu. A tak serio to o wiele łatwiej jest zgrać umiejętności czy decydować o ataku na wspólny cel. Owszem, od tego są znaczniki czy wbudowany czat, ale nic nie zastąpi ludzkiej mowy. Zawsze można przecież bardziej dosadnie zwalić na kogoś winę za przegrany mecz ;)

"I will report you noob"


Usłyszycie to zdanie wiele razy i grunt to się nie przejmować. Tak tak, gracze League of Legends mają o sobie wysokie mniemanie. Niezależnie od poziomu na którym grają. Wystarczy, że coś nie idzie po ich myśli i zaraz zaczyna się festiwal epitetów. A to, że nie pomagamy, a to że poszliśmy nie na tą stronę co trzeba, a to że atakujemy niewłaściwe cele... Pół biedy jeśli faktycznie ma to uzasadnienie. Najczęściej tacy delikwenci potrafią dyskutować 3/4 gry na czacie wysnuwając coraz to lepsze argumenty. Nie jestem w stanie sobie zrozumieć jak można jednocześnie skupić się na rozgrywce. Zauważyłem też, że gracze w League of Legends chętnie korzystają z opcji poddania się; wystarczy że kilka razy zginą i zaczyna się marudzenie. A czasem wystarczy zawrzeć szeregi, przestać jęczeć i wspólnymi siłami zmiażdżyć nawet nieco bardziej doświadczonych przeciwników.

IP i RP


Co można mieć za friko, a za co zapłacimy Riot Games prawdziwymi pieniędzmi? Bardzo mnie cieszy, że lwia część League of Legends jest darmowa. Najważniejsze rzeczy można kupić za IP (Influence Points) czyli punkty zasług, uzyskane za nasze postępy w grze. Wchodzi w to stały dostęp do czempionów, runy czy znaki. Co tydzień mamy rotację bohaterów, która pozwala za darmo wypróbować kolejne postacie. Natomiast za RP (Riot Points) można zakupić dodatkowe skórki dla naszych postaci i totemów, zwiększenie zdobywanych IP czy transfer konta na inny serwer. To uczciwe rozwiązanie i nie dziwię się że dzięki temu gra zyskała tak wielką popularność. 

Grafika i dźwięk
  

Jeśli chodzi o grafikę to gra łudząco przypomina mi kultowego Warcrafta III. Bajecznie kolorowe postacie, mnogość animacji, ale za to dość prosta sceneria; jakieś drzewka, zarośla w których można się skryć czy oszczędne w detale budowle. Nie jest to z pewnością szczyt graficznych osiągnięć, ale z pewnością Riot Games chcieli, aby gra działała na jak największej liczbie konfiguracji i tym samym dotrzeć do wielu odbiorców. W każdym razie u mnie League of Legends hula na pełnych detalach aż miło. Podsumowując, grafika może być tyle że bez fajerwerków. 

Bardzo mi się spodobała za to warstwa dźwiękowa, a w szczególności mnóstwo zabawnych kwestii wypowiadanych przez postacie, które dodatkowo można rozszerzyć po zakupieniu specjalnych skórek. Muzyka przygrywająca w tle nie przeszkadza, natomiast komentarze spikerki pomagają w lepszej orientacji co aktualnie dzieje się na polu bitwy. 

Ciemne strony LoL'a


Największą i w zasadzie jedyną znaczącą wadą gry są dla mnie czasy ładowania poszczególnych mapek. Wystarczy, że trafi się ktoś grający na "kalkulatorze" i cała drużyna musi na niego czekać. W skrajnych przypadkach zdążymy nawet wziąć szybki prysznic przed załadowaniem sesji. Niestety w trakcie gry nie da się zmienić członków drużyny, możliwe jest tylko rozłączenie i ponowne podłączenie. Wystarczy więc, że ktoś na dłużej odejdzie od klawiatury albo po prostu ma problemy z łączem i szanse jego drużyny na wygraną drastycznie maleją. Mecz trwa średnio 30-45 minut i niestety czasem przez jednego pechowca gra jest spisana na straty.

Dorzuciłbym jeszcze bardzo wymagającą (szkoda, że nie od siebie) społeczność, aczkolwiek nie jest to już wina twórców. Gra jest w większości darmowa i stąd duże zainteresowanie tytułem. Żeby nie było, daje się spotkać także naprawdę sympatyczne i pomocne osoby. 

Trzeba zagrać. Chociaż raz!


Kiedy już załapiemy podstawy League of Legends, przychodzą pierwsze zwycięstwa i gra się naprawdę bardzo przyjemnie. Nie warto tracić zbyt wiele czasu z komputerowymi przeciwnikami. Zdecydowanie trzeba grać z prawdziwymi ludźmi, bo wtedy zaczyna się właściwa zabawa. Zdarzają się mecze totalnie nieprzewidywalne. A jeżeli mamy jeszcze do pomocy dobrego kompana to gra staje się dodatkowo o wiele łatwiejsza i jeszcze bardziej miodna. Dorzucając do tego fakt, że League of Legends jest w dużym stopniu tytułem darmowym - po prostu grzech nie spróbować. 

Grałem na:
Intel Core i7 3770K 3,5GHz @ 4,2GHz
Asus GeForce GTX 670 2048MB DDR5/256bit
Corsair Vengeance 2x4GB DIMM 1600MHz DDR3

0 komentarzy: