Halo, halo czy ktoś tu jeszcze zagląda? Jak to kiedyś mądrze powiedział Wojtek; wystarczy jeden czytelnik aby znowu chciało się tworzyć. Do...

Halo, halo czy ktoś tu jeszcze zagląda? Jak to kiedyś mądrze powiedział Wojtek; wystarczy jeden czytelnik aby znowu chciało się tworzyć. Dostaliśmy niedawno wyraźny sygnał, którego nie sposób zignorować. Jak się okazuje Youtube to nie wszystko, a ludzie lubią poczytać także treści, które niekoniecznie świetnie się klikają (ale przede wszystkim wynikają naturalnie z naszych pasji). Niczego tym razem nie obiecuję i po prostu zobaczymy co przyniesie przyszłość.
Dzisiaj mam dla Was prezentację limitowanych Joyconów, którym warto przyjrzeć się z bliska choćby dlatego że inspirowane są wyjątkową grą The Legend of Zelda: Skyward Sword HD. W małym, niepozornym pudełku znajdziemy: dwa kontrolery, dwie nakładki wraz z paseczkami oraz ulotkę dotyczącą bezpieczeństwa. Pady oprócz folijek z numerami seryjnymi są dodatkowo zapakowane w folię bombelkową, aby zminimalizować ryzyko uszkodzenia. Nie powiem kusiło mnie, żeby pograć ale postanowiłem najpierw zrobić trochę zdjęć dopóki poszczególne elementy nie są wypalcowane - zwłaszcza, że jest na czym zawiesić oko.
Muszę przyznać, że projektanci Nintendo nie poszli w tym wypadku na łatwiznę i naprawdę wywiązali się ze swojej roli. Pierwsze zaskoczenie; kolory joyconów w rzeczywistości są zdecydowanie soczyste (na prezentowanych wszędzie materiałach natomiast są matowe, jakby przygaszone) - zdecydowanie zyskują przy bezpośrednim kontakcie.
Uwielbiam takie smaczki jak emblematy, których nie widać na pierwszy rzut oka czy górne przyciski w kolorze poszczególnych Joyconów. Nawet nakładki mają nieco inny odcień, a prawdziwą wisienką na torcie jest połączenie kolorów na sznureczkach od pasków.
Poza walorami czysto estetycznymi Joycony funkcjonują tak jak każde inne. Podobno w nowych partiach kontrolerów zostały usprawnione analogi, które mają być mniej podatne na zjawisko driftu. Osobiście jestem tą edycją oczarowany i uważam, że znakomicie oddają ducha The Legend of Zelda: Skyward Sword HD. Mimo, że samo Nintendo określa je jako limitowane to ciągle można znaleźć oferty sklepów w całkiem normalnych cenach. Na deser dorzucam jeszcze zdjęcie ze Steelbookiem, ładnie się wszystko komponuje, nieprawdaż? :)

Czym może nas zaskoczyć zwyczajne wydanie gry na Nintendo Switch ? Zwykle możemy czuć się rozpieszczeni kiedy znajdziemy od wewnętrznej...


Czym może nas zaskoczyć zwyczajne wydanie gry na Nintendo Switch? Zwykle możemy czuć się rozpieszczeni kiedy znajdziemy od wewnętrznej strony pudełka kolorową grafikę, albo chociaż jakąś ulotkę w środku. Animal Crossing poza limitowaną konsolą (którą bez mrugnięcia okiem bym przygarnął) nie doczekało się żadnej edycji kolekcjonerskiej. Za to do normalnej edycji gry zarówno na Starym Kontynencie jak i całym świecie były dołączane rozmaite gadżety. W Polsce jak zwykle trzeba było liczyć na szczęście, bo każdy sklep zasłaniał się słynnym "ilości ściśle ograniczone". Jeśli jednak udało się już taki zestaw ustrzelić to trzeba przyznać, że jest on naprawdę okazały w stosunku do tego co na premierę dorzucały sklepy np. u naszych europejskich sąsiadów. 

Zapraszam na szybkie rozpakowanko i prezentację gadżetów z gry Animal Crossing na Nintendo Switch


W zestawie znajdziemy:

- zestaw naklejek

- szmatkę z mikrofibry

- trzy (!) metalowe breloczki

- grę Animal Crossing 





Oprócz wyjątkowej gry (a przynajmniej tak wynika z pierwszych recenzji) jest to więc naprawdę bogaty zestaw. Ciężko powiedzieć coś więcej o jakości wykonania gadżetów przed użyciem, natomiast bez dwóch zdań cieszą oko - wszystko to w końcu oficjalne produkty Nintendo. Nie wiem czy nie lepiej dla firmy byłoby te worki dobroci podzielić (przynajmniej wystarczyłoby dla większej ilości osób), ale jak to mówią od przybytku głowa nie boli. Przy kolejnej wielkiej premierze ktoś inny może mieć więcej szczęścia, prawda?

Cześć wszystkim, wczoraj ukończyłem kampanię Tekken’a 7 i chciałem się z wami podzielić moimi wrażeniami. Chociaż gra miała swoją prem...


Cześć wszystkim, wczoraj ukończyłem kampanię Tekken’a 7 i chciałem się z wami podzielić moimi wrażeniami. Chociaż gra miała swoją premierę w 2015 roku (tak dawno?!) to dopiero teraz miałem okazję usiąść do niej na spokojnie. Żeby nie było, grę miałem w swoich rękach zaraz po premierze, jednak nigdy na tyle długo żebym mógł ją w pełni przetestować. 


Z menusów wybrałem Story Mode i zanurzyłem się w fabule. Gra wyrzuca nas chwilę po wydarzeniach z Tekkena 6 (spoiler alert) – Jin pokonuje Azazela (kogo?) i ratuje świat, sam niestety przepada. W tym samym czasie Heihachi ma dość czekania i postanawia odzyskać swoje imperium Mishima Zaibatsu. Nie jest to trudne, kiedy nikt nie stoi na czele ugrupowania (przypominam Jin zaginiony). Heniek spuszcza porządny łomot napotkanym przeciwnikom, a potem jak na zwycięzcę przystało siada w wygodnym fotelu i knuje. Plan jest prosty, trzeba ujawnić światu, że Kazuya (syn Henryka) jest demonem. Dzięki temu Heihachi zdobędzie zaufanie ludzi i nie będzie uważany za tego złego. I w sumie to tyle jeżeli chodzi o fabułę. Niby nic nadzwyczajnego, ale coś dali. Nie oszukujmy się; to bijatyka, tutaj mamy po prostu spuścić łomot przeciwnikowi, a nie dowiedzieć się co słychać u jego krewnych. Główna kampania zajęła mi około 4 godziny. Następnie sprawdzenie historii pobocznych postaci. Ogólnie, coś się tam dowiedziałem. Kilka wątków się wyjaśniło, ale fabuła pozostawia wiele do życzenia...

https://images-wixmp-ed30a86b8c4ca887773594c2.wixmp.com/f/771e2b54-eb3f-4d25-a2a3-a8135c3931da/dcapdb0-496ea807-66b6-4513-bbd5-95473e3af9e3.jpg/v1/fill/w_1192,h_670,q_70,strp/king_heihachi_by_kyoxi_dcapdb0-pre.jpg?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7ImhlaWdodCI6Ijw9MTA4MCIsInBhdGgiOiJcL2ZcLzc3MWUyYjU0LWViM2YtNGQyNS1hMmEzLWE4MTM1YzM5MzFkYVwvZGNhcGRiMC00OTZlYTgwNy02NmI2LTQ1MTMtYmJkNS05NTQ3M2UzYWY5ZTMuanBnIiwid2lkdGgiOiI8PTE5MjAifV1dLCJhdWQiOlsidXJuOnNlcnZpY2U6aW1hZ2Uub3BlcmF0aW9ucyJdfQ.er3Jb5jNqCgQyX87T4Q3Wp2NO6BVU1PB98vWWce_7zM

Napotkane postacie na naszej drodze mogłyby zostać wybrane losowo, bo jak szybko się pojawiają tak też znikają. Nie wnoszą nic do gry i równie dobrze mogłoby ich nie być. W grze znajduje się kilku nowych wojowników, jednak przez całą kampanię pojawia się tylko jeden! Jakiś gość o imieniu Claudio, który jest ponoć najlepszym egzorcystą świata… No bo wiecie, demony, egzorcyści he he. Heniek spuszcza mu łomot, ten zgadza się z nim pracować i tyle go widzieliśmy, no rewelacja. Innym dobrym przykładem jest Akuma, postać ze Street Fightera. Co on tutaj robi? Nie wiem. Czy gra wyjaśnia jego motywy? No pewnie, że nie! Znajdziemy tu sporo takich bezsensownych przykładów, aż szkoda gadać. Klasyczne „zabili go i uciekł” jest tu czymś normalnym. Przeciwnik zostaje pokonany; zsyłamy na niego laser, błyskawice czy komety z kosmosu, a on nie wzruszony wychodzi spod kamieni. 

Między walkami pojawiają się dwie linie fabularne. Jedna to historia jakiegoś korespondenta, który relacjonuje co się dzieje na świecie i próbuje ujawnić sekrety rodziny Mishima. Koleś opowiada swoją historię z taką pasją, że prawie zasnąłem. Oczywiście całość jest czytana, bo animowanie czegoś takiego byłoby zbyt trudne najwidoczniej. Reszta wątków na szczęście jest animowana. Momentami przerywniki wyglądają naprawdę fajnie, ale po chwili widzimy jakie to wszystko jest sztywne.

https://vignette.wikia.nocookie.net/tekken/images/1/1e/Journalist.png/revision/latest/scale-to-width-down/620?cb=20170607165126&path-prefix=en

Podsumowując, fabuła to tragedia. Byłem pewny, że po Tekken 6 nie da się już gorzej opowiedzieć historii w grze. Masa nieścisłości, nic nie wyjaśniające pojedynki. Po skończonym głównym wątku postanowiłem sprawdzić historie innych postaci licząc, że coś się dowiem. Wiem, Tekken fabułą nie stoi, ale jako osoba znająca historię od pierwszej części, po prostu chciałem wiedzieć jak do tego wszystkiego doszło. Druga sprawa to seria miała zawsze fajne historyjki poboczne. Ukazywały motywacje danych postaci. Teraz wykastrowano to do jednego slajdu. 

Świetnym przykładem jest Law. Postać, która boryka się z długami za chwilę będzie musiał zamknąć swoją szkołę sztuk walk. Żeby do tego nie dopuścić planuje znaleźć mistrza, który będzie uczyć w jego szkole. Tocząc wiele pojedynków (cały czas piszę o tym co czytałem, nie walczyłem z nikim) Law jest rozczarowany i powoli traci nadzieję. W końcu dowiaduje się, że jest ktoś godny zostania mistrzem w jego szkółce. Tym kimś okazuje się… FENG! Tak, Feng Wei, znany z tego, że zabił swego mistrza i wielu innych w celu sprawdzenia swych umiejętności i udowodnieniu sobie, że jest najlepszy. Normalnie idealny kandydat na prowadzenie szkoły. To pokazuje jakie gra posiada nieścisłości co do fabuły (chyba że to był celowy, satyryczny zabieg). Po tym tekście następuje walka. 30 sekund i Feng zostaje pokonany. Dostajemy animowany przerywnik! Law walczy z Fengiem, dołącza Paul (bo czemu nie?). Pokonują go, ale Feng się wkurza, więc Paul i Law uciekają, kurtyna. Całość trwa około 2min.  Mówię o tekście, wczytaniu się gry, walce i obejrzeniu cutscenki. To nawet w Tekkenie 6 każda postać miała jakąś fabułę połączoną z wybraną ilością pojedynków. Całość kończyła się walką z finałowym bossem. W Tekkenie 7? Jedna walka, i cześć. Rozczarowany wybierałem kolejne „historie” w celu sprawdzenia co tam się dzieje. Ogólnie to nic. Równie dobrze mogło by tego nie być i nic bym nie stracił. 

https://www.dualshockers.com/wp-content/uploads/2016/01/NinaWilliams.jpg

W Tekkenie 7 wprowadzono też kilku nowych wojowników. Ich motywacje są albo nieznane, albo nic nie znaczące. Komuś brakuje kasy lub Heniek czy ktoś z jego krewnych zabił mu rodzinę. Kiedyś postacie w Tekkenie miały swoją historię, jak trenowały co ich doprowadziło do brania udziału w turnieju itd. Teraz wystarczy, że stary ci kiedyś pokazał parę ciosów i możesz już brać udział w turnieju żelaznej pięści. A zapomniałem, gdzieś tam w środku fabuły Heńka ogłoszono kolejny turniej, no bo o to chodzi w tej serii nie? Nieważne, chwilę później został unieważniony.

W dniu premiery liczba zawodników była bardzo skromna. Można znaleźć trochę nowych postaci, jednak twórcy zrobili dziwny ruch i usunęli kilku starych zawodników. Nie znajdziemy: Lei, Anna, Raven czy Bruce. Oczywiście Namco zrobiło to co każda szanująca się firma aktualnie robi. Dodatkowe postaci możemy dokupić. Koniec z przechodzeniem fabuły i nagradzaniu gracza nowym wojownikiem. Teraz możesz podać numer karty i cały problem zdobywania postaci odchodzi do lamusa. 

Na szczęście chociaż Tryb Story Mode został odświeżony. Przez całą grę kierujemy Heihachim (z małymi wstawkami). Chwilami gra chce żeby przeciwnik wygrał. Twórcy rozwiązali to w fajny sposób, zwykłą zamianą postaci. Coś co zaczerpnięto z innych bijatykach, dało lekki powiew świeżości w Tekkenie. Walki zostały podzielone na dwa etapy, jednak teraz po wygranym pojedynku nie pojawia się KO. Zamiast tego nasz przeciwnik regeneruje się (my też), a potem jakby się wkurza i zaczyna walczyć bardziej serio. W określonych momentach pojawia się na ekranie konkretny przycisk, który musimy kliknąć. Potem możemy oglądać jakieś epickie combo zakończone finezyjnym ciosem kończącym.

Dodano za to nowy cios/atak Rage art i Drive ale i tak są bez sensu i nijak nie pasują do serii. Ktoś za mocno podpatrzył Xray'e, ataki z Mortal Kombat i chciał zrobić coś na ich wzór. Na dobitkę jeszcze wspomnę o czasie jaki potrzeba do załadowania się gry. Jest źle, a grałem na Xbox One X. Jeszcze w grze online mogę to przeboleć. Dużo osób jest w domach, więc serwery są dodatkowo przeciążone. Nie mogę za to powiedzieć tego samego o trybie single player. Pojedynki wczytywały się bardzo długo. W większości przypadków dłużej czekałem na załadowanie gry niż sam pojedynek. 

https://images-wixmp-ed30a86b8c4ca887773594c2.wixmp.com/i/89e4c5eb-05b6-4ffe-9306-7886779e6170/dbj385u-ad85cf6a-0a8d-4953-b15c-78cd5543accf.jpg/v1/fill/w_1000,h_563,q_75,strp/tekken_7__pc__fast_load_by_godlike99kingz_dbj385u-fullview.jpg

A teraz co o tym wszystkim myślę. Tekken 7 to najgorsza część (poza Hybrid i Tekken 6) w jaką miałem okazję zagrać. Bijatyka na aktualną generację konsol wygląda jak port z PS3. Postacie wyglądają jakby były z gumy. Twarze są płaskie i bez zbytniej ekspresji. Animacja poruszania się postaci… no co za drewno! Rozumiem, to bijatyka, ale mamy rok 2015 (wtedy była gra wydana), a twórcy nie potrafią nawet zaanimować normalnego chodzenia. 

Brakuję też niektórych trybów, a taki Tekken Ball z tego co widziałem jest płatny. Muzyka w grze nie robi wrażenia, w poprzednich częściach utwory potrafiły zostać w mojej głowie na długie godziny. Te najlepsze znam i do tej pory zdarza mi się ich słuchać. Mapy są nijakie, żadna nie zapadła mi w pamięć.

Podsumowując, dzięki bogu Tekken 7 wyszedł w Gamepass’ie bo gdybym miał wydać na to swoje pieniądze to naprawdę bym się wkurzył. Nie polecam, są fajniejsze bijatyki na rynku i sam zamierzam je sprawdzić. Fabułę Tekkena sprawdziłem i więcej do gry nie wrócę. Nadal uważam, że Tekken 5 to najlepsza część z tej już dość starej serii.


Seria, a raczej pod seria Shin Megami Tensei: Persona jest rozpoznawalną marką. Od dawna miałem ochotę wypróbować którąś z części, ale ...


http://allvectorlogo.com/img/2016/05/shin-megami-tensei-persona-3-portable-logo.png
Seria, a raczej pod seria Shin Megami Tensei: Persona jest rozpoznawalną marką. Od dawna miałem ochotę wypróbować którąś z części, ale nigdy nie mogłem się przełamać. Oglądałem gameplaye z pierwszej ręki, kiedy moja partnerka zagrywała się w kolejną część do bladego świtu. Gra wyglądała świetnie, animowane przerywniki żywcem wyciągnięte z japońskich anime, ciekawe postacie no i te całe Persony. Thor, Ares czy jakieś sukuby  patrząc na to z boku miałem takie coś, że znam i kojarzę. Jednak coś z tyłu ciągle mnie powstrzymywało przed wypróbowaniem tej gry. A to rozwleczone dialogi, jakieś szkolne życie  nuuuuda. Czas leciał, a ja już oglądałem Persone 5 w akcji. Kurcze, fajne to, ale walki turowe i całe JRPG wciąż wzbudzało we mnie niechęć. Sama myśl o "grindowaniu" kolejnych poziomów na tych samych przeciwnikach, no nie! Z drugiej strony kiedy widziałem grę w ruchu strasznie chciałem spróbować. Kilka gier później (nie mówię tu już o Personach) i wylądowałem na kanapie z PSP, a na niej Persona 3 Portable. Kieszonkowa wersja dużej części Persony 3.
https://imag.malavida.com/mvimgbig/download-fs/ppsspp-19327-1.jpg

Persona 3 Portable, tak w skrócie  japońska premiera odbyła się w 2009 roku, Europa musiała z tym czekać aż do 2011! Różnice od wersji na PS2 to wybór płci głównego bohatera co skutkowało trochę innymi dialogami z NPC'ami, czy system walki zaczerpnięty z Persony 4. Niestety, nie jest to przenośna wersja Persona 3 FES, tylko specjalnie stworzona gra na PSP  cięcia tu i tam. No dobra, to o co chodzi przynajmniej w tej części. Historia rozpoczyna się dołączeniem głównego bohatera do nowej szkoły (typowe jak na japońskie gry). Tutaj gra nabiera rumieńców, poznajemy naszych kolegów i koleżanki. Nawiązujemy z nimi coraz lepsze znajomości itd itd. Trochę takie Simsy, ale dialogi z wybranymi postaciami są unikatowe (oczywiście jest opcja wyboru naszych odpowiedzi). Co najbardziej mi się podoba to system podziału doby na poszczególne etapy. Prosto mówiąc, nie da się zrobić wszystkiego w jeden dzień przez co będziemy musieli decydować. Czy po szkole chcę umówić się z kumplem na sushi czy może zabrać koleżankę na spacer? Wieczorem mogę pójść popracować w kawiarni lub wyskoczyć na karaoke. Wybór atrakcji jest naprawdę spory i każda daje nam inne profity. Dzięki tym wszystkim dodatkowym zajęciom nasza postać rozwija się. Nie mówię tutaj o nabijaniu wyższych poziomów tylko podwyższaniu statystyk.

Charm  twój osobisty urok, im więcej tym większa szansa, że ktoś będzie chciał z tobą pogadać, a może coś zaoferować?
Academics  duża głowa jest ważna, nie tylko pomoże nam w zaliczeniu egzaminów, ale także podczas wybranych dialogów.
Courage  bycie odważnym też się przyda, pójście na karaoke i wykrzyczenie się do mikrofonu wpłynie pozytywnie na pewność siebie.

Oprócz tego mamy karty tarota, które możemy rozwijać poprzez częsty kontakt z wybranym NPC'em. To jeden z kluczowych elementów ponieważ karty tarota odwzorowują typ naszych Person. W tym wypadku bycie koleżeńskim bardzo się opłaca. No dobra, to jak zdobywamy te całe poziomy itd?. Żeby rozwijać naszą postać (i nie tylko, bo mamy swoją ekipę)  musimy udać się do Tartaru. Nie chodzi o ten Grecki tylko o naszą szkołę! Ja różnie nazywałem swoją, więzienie, dom wariatów ale Tartar  myślę, że tak hardkorowo to nie było. Wracając, codziennie o północy rozpoczyna się event zwany Dark Hour. W tym czasie wszyscy ludzie śpią pozamykani w trumnach. Ma ich to chronić przed cieniami, które w tym czasie budzą się do życia. Główny bohater jak i jego wybrani przyjaciele nie mogą spać, więc nie ukryją się bezpiecznie w swoich trumnach. Co pozostaje? Walka! Podczas Dark Hour szkoła przekształca się w potężną wieżę, którą postacie nazywają Tartarus. I tak dobrze myślisz, ten budynek to miejsce w którym zdobywamy bronie, ciuchy, doświadczenie i najważniejsze nowe Persony. Wieża jest ogromna (w tym momencie jestem na około 70 poziomie).  Bez obaw, nie jest to zwykłe chodzenie z piętra na piętro, są bossowie,  dodatkowe zadania itd. Oczywiście jeżeli chcesz zdobyć więcej poziomów to trzeba będzie poświęcić trochę czasu na każdym piętrze. Tylko nie za długo bo Śmierć tego nie lubi. 
https://vignette.wikia.nocookie.net/megamitensei/images/b/ba/P3-Tartarus.jpg/revision/latest?cb=20141203134732

Dobra, to może jakieś minusy. Jest to mobilna wersja gry przez co wszystkie animowane przerywniki zostały usunięte i zastąpione pojedynczymi kadrami. Szkoda, bo naprawdę robiły wrażenie i nadawały klimatu. Poruszanie się po mapie miasta i wybranych budynkach też zostało okrojone do najechania kursorem na wybrany sklep czy osobę. Również interakcja z NPC'ami to przesuwające się kadry, niestety ale PSP nie jest potworem i trzeba było osiągnąć jakieś kompromisy. Sam Tartar to zlepka losowych poziomów w postaci korytarzy zbytnio nie różniących się wizualnie od siebie. Mimo tego strasznie się wciągnąłem, mam już ponad 25 godzin na liczniku.

Podsumowując, Persona 3 Portable to świetny port swojej dużej siostry. Sam fakt upchnięcia tak rozbudowanej gry do mobilnej konsoli jest niesamowity. I mimo tych wszystkich braków w porównaniu do wersji z PS2, świetnie się bawię, a możliwość leżenia na kanapie i odkrywania tego świata daje dużo frajdy.  Jeżeli się wahałeś/aś to teraz jest okazja, w sumie to żałuję, że wcześniej nie dałem szansy tej serii bo jest naprawdę dobra. W sumie dziwicie się? Znikąd tak dobre oceny się nie wzięły!

Dzisiaj mam dla was grę na PSP, 30 sekundowy bohater. O co w niej chodzi? Proste, masz 30 sekund na uratowanie świata. Zgadza się, 30 s...


https://assets.rpgsite.net/images/images/000/003/874/original/logo.jpg
Dzisiaj mam dla was grę na PSP, 30 sekundowy bohater. O co w niej chodzi? Proste, masz 30 sekund na uratowanie świata. Zgadza się, 30 sekund nie 30 minut. Jeżeli tego nie zrobisz no cóż, koniec gry i wszystko wybucha.

Half-Minute Hero to jednoosobowa gra, która dzieli się na 6 mini gier. Każdy z tych trybów to w zasadzie mała część większej gry. Gra posiada również okrojony tryb multiplayer w którym dwaj bohaterowie rywalizują ze sobą.

Hero 30 Mode: rozgrywka zbliżona jest do typowych gier RPG. Gracz wciela się w bohatera (imię możemy nadać, ale domyślne to Hero) i zostaje mu zlecone przez Boginię Czasu, aby odnaleźć i pokonać bossa w ciągu 30 sekund. W tym czasie musi się wzmocnić, a wszystko tylko po to, aby powstrzymać przeciwnika przed rzuceniem zaklęcia "spell of destruction", które zniszczy świat w ciągu 30 sekund. 

https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEggkAqAUo4J7IaY1jiKVMihSyu2dMGGJYn2ph4OMIK9YEGgZm8Ua9risNlISltD4zZeoENr0MENr2t4bxh83_xklNU6g_FNvZVpAJf1egXhq9ymHMZH3gGDbkz2NKul4J_HzBAmJJiOEr4/s1600/490283-half-minute-hero-psp-screenshot-i-got-some-new-equipment-and.png

Evil Lord 30 Mode: rozgrywka imituję coś na zasadzie RTSu. Gracz wciela się w złego lorda, który potrafi przyzywać trzy rodzaje stworzeń. Bijące, strzelające i czarujące - każde z nich oczywiście jest skuteczne na wybrane jednostki przeciwnika. Trochę na zasadzie kamień, papier i nożyce. Evil Lord ma także możliwość, przyłączania do swojej drużyny jednostki neutralne, które chętnie pomogą w walce. Tutaj też ogranicza nas 30 sekund tyle, że świat nie wybuchnie, a wyjdzie słońce. Tak, nasz zły lord jest wampirem (tak mi się wydaje) i musi się schować zanim pojawi się pierwsze światło.

https://i.ytimg.com/vi/u0l89D8rWf8/maxresdefault.jpg
 
Princess 30 Mode: powiedział bym, że to taki SHMUPS. Kontrolujemy księżniczką wyposażoną w super szybką kuszę i bandę rycerzy, którzy niosą ją na plecach. Im więcej przeciwników uderzy w naszych gwardzistów tym mniejszą księżniczka ma prędkość (oczywiście też jesteśmy ograniczeni czasem).

https://media.pocketgamer.com/artwork/na-ftwv/psp_half-minute-hero_2.jpg

Knight 30 Mode: to tryb akcji, wcielamy się w postać Rycerza, który przysiągł strzec Mędrca. Mędrzec ma umiejętność rzucenia zaklęcia, które zniszczy wszystkie złe potwory na mapie. Niestety, przygotowanie zaklęcia trwa 30 sekund. Więc naszym zadaniem jest chronienie Mędrca przed potworami do czasu, aż nie za inkantuje swego czaru.

https://static.giantbomb.com/uploads/original/3/38449/2765016-knight.jpg
 
Ostatnie dwa tryby, to raczej ciekawostka dla osób, które chcą się sprawdzić.
Hero 300 Mode: zasady takie same jak w trybie Hero 30 z różnicą, że mamy tylko 300 sekund na ukończenie zadania. Nie ma tu opcji resetowania zegara.
Hero 3 Mode: jak w powyższym trybie, tyle, że mamy 3 sekundy i możliwość resetowania zegara. 

https://vignette.wikia.nocookie.net/halfminutehero/images/d/d6/Hero_300.png/revision/latest?cb=20140914074324

Najfajniejsze w 30 Half Minute Hero, jest jej dynamiczna rozgrywka. Przykładowo ukończenie jednego poziomu w trybie Hero 30 trwa około minuty. Dzięki temu, można na szybko wskoczyć, zagrać po czym uśpić konsolę i zająć się czymś innym (granie na sedesie yeaaah). Dodatkowo otoczka gry ma bardziej klimat komediowy niż poważny. W sumie 30 Half Minute Hero to taki indyk zanim to było jeszcze modne. Jako luźna odskocznia od tych wszystkich długich i poważnych gier, polecam!

Blood Bowl II, ahh gdyby dało się tak w kilku słowach. Niestety, gra jest na tyle skomplikowana, że niektórzy nawet nie będą chcieli pr...

http://www.bloodbowl-game.com/home/img/bloodbowl-150.jpg
Blood Bowl II, ahh gdyby dało się tak w kilku słowach. Niestety, gra jest na tyle skomplikowana, że niektórzy nawet nie będą chcieli przeczytać tego tekstu do końca. Nie bójcie się oto przybywam ja, który opowie i może zachęci kogoś do spróbowania swych sił. Uwaga, mimo, że gra wygląda na sportową to fani Fify będą rozczarowani. Blood Bowl II to gra taktyczno/strategiczna wyrwana żywcem z uniwersum Warhammer'a, a całość okraszona klimatem football'u amerykańskiego. Swoją kopie wyrwałem (nówka folia) za całe 25PLN na konsolę Playstation 4.
Gra jest przesiąknięta czarnym humorem. Żartami o śmierci, brutalnymi faulami czy kontuzjowaniem przeciwnika na całe życie. Po prostu piękne!
https://s2.gaming-cdn.com/images/products/412/screenshot/blood-bowl-2-wallpaper-5.jpg
Dobra dobra, teraz na poważnie. Cała rozgrywka opiera się na systemie turowym gdzie wyrzucenie odpowiedniej liczby kości decyduje o tym co się za chwilę wydarzy. Zanim podejmiemy się na wykonanie jakiejś akcji, gra pokaże jakie są szanse na jej powodzenie. O jakie akcje chodzi? W sumie to o wszystkie: 
- chcesz pobiec? rzucaj kośćmi
- podniesienie piłki, dawaj rzut
- uderz przeciwnika, rzucamy
No to może chociaż podanie piłki? Nie tym razem, rzucaj kośćmi kolego. Jak widać, każda decyzja wymaga od nas wykonania tego cholernego rzutu. Co najgorsze, jeżeli się nie uda to tracimy turę! Tak, wystarczy, że twój krasnolud nie podniesie piłki, to cała drużyna kończy swój ruch, a przeciwnik rozpoczyna swój. Może to wydawać się głupie, jednak na tym polega zabawa. Chodzi o dokładne taktyczne zaplanowanie wszystkich decyzji. W sumie to zaczynamy od tych najbezpieczniejszych, a kończymy tymi najtrudniejszymi, proste nie? Mecz, trwa 16 rund, jedna połowa składa się z 8 rund - spokojnie godzinę można przeznaczyć na taki pojedynek (tym bardziej, że gra jest na czas!). Co dalej? Hmm klasy postaci, dodatkowe umiejętności, warunki pogodowe. Nawet zwykłe ustawienie na początku meczu ma ogromne znaczenie! Powiem tak, na YouTubie są naprawdę dobre poradniki do tej gry. Mógł bym pisać tutaj o Blood Bowl II cały dzień, a wciąż nie wyjaśnił bym wszystkiego. Są całe przewodniki na konkretne zagrywki. Na szczęście jest coś takiego jak tryb kampanii. Tutaj, gra prowadzi nas za rączkę, tłumaczy podstawowe zasady itd. Moim zdaniem obowiązkowe dla każdego kto chciał by spróbować swoich sił z Blood Bowl II. Osobiście to jeszcze jej nie ukończyłem i czuję, że długa droga przede mną, ale strasznie się wkręciłem. Planowanie, ustawianie, taktyki, jak tutaj uderzyć tego żeby potem załatwić kolejnego. Kilka razy grałem we dwóch z kumplem, ale jak oboje nie rozumieliśmy do końca niektórych zasad to gra momentami traciła sens. Po spróbowaniu sił w kampanii, plus obejrzeniu kilku samouczków mogę się nazwać junior-amatorem.
https://i.makeagif.com/media/9-24-2015/1JLC1X.gif
Jeżeli po tym co przeczytałeś, zdecydujesz się na zakup, to proponuję poczekać na jakieś cyfrowe promocje. Grę w wersji legendarny można wyrwać nawet za 60zł, a dostajemy 8 dodatkowych frakcji (zwyczajnie zakup jednej frakcji to koszt 30zł). Na PS4 gra wygląda trochę lepiej, rozdzielczość 1080p, gdzie Xbox 900p jak dobrze pamiętam (ale to jedyna różnica). Dużym, ale to dużym minusem są czasy ładowania, mała ilość zespołów w wersji podstawowej gry i zrobione na szybko animacje (cieszynki). Biję tu do cheerlederek. Autorzy nawet nie pofatygowali się, żeby zrobić dziewczyny różniące się czymkolwiek (mówię tu o rasach). Więc, prawie w każdym zespole cheerlederki to zwykłe ludzkie kobiety, a szkoda. Z ciekawostek to istnieje gra Blood Bowl w formie planszówki, w sumie to od tego się zaczęło. Są nawet oficjalne turnieje i to w Polsce gdzie zbierają się ludzie i grają w figurkową wersję tej gry. Kupując "papierowy" Blood Bowl II dostaniemy w zestawie zniżkowy na grę cyfrową. 
http://www.bloodbowl-game.com/home/img/bloodbowl-172.jpg
Podsumowując, osoby miłujące się w grach strategicznych fantasy z mocnym naciskiem na planowanie i dużą losowością, gorąco polecam. Blood Bowl II to naprawdę fajna odskocznia od tych wszystkich poważnych strategii. Samo uniwersum Warhammera jest ogromne. Wszystkie frakcje są wykonane z dbałością i różnorodnością. Widać, że autorzy muszą jarać coś mocnego, bo niektóre postacie czy pojazdy mają taki wygląd, że po prostu nie wpadł bym na to, że tak się nawet da! Obijanie gęby przeciwników, wysyłanie ich na tamten świat daje tyle frajdy, że nawet osoby średnio zainteresowane takimi grami będą chciały spróbować. A komentatorzy swoimi docinkami i profesjonalnym opisem dziejącej się akcji nadają klimat prawdziwego meczu footbolowego. Czy o czymś zapomniałem? Oczywiście, że tak i przypomni mi się dopiero za kilka dni, wciąż polecam!

    Max Payne 3, jak sama nazwa mówi to trzecia część przygód o policjancie z problemami. Nadal uzależniony od środków przeciw bólowych ...

 
 https://proxy.duckduckgo.com/iu/?u=https%3A%2F%2Fhttp2.mlstatic.com%2Fmax-payne-3-juego-completo-ps3-zona-games-D_NQ_NP_15845-MLM20110417579_062014-F.jpg&f=1
Max Payne 3, jak sama nazwa mówi to trzecia część przygód o policjancie z problemami. Nadal uzależniony od środków przeciw bólowych Max dobija się mocnymi trunkami. Po stracie żony i dziecka wszystko mu jedno. Mi też wszystko jedno, ciężko opisać grę, która była po prostu dobra.

System strzelania z klasycznym Bullet Time, dodatkowe ustawienia pomagające w precyzyjniejszym nakierowaniu celownika na wroga - jest tego sporo, więc osoby brzydzące się strzelaniem na padzie powinny być zadowolone.
https://proxy.duckduckgo.com/iu/?u=https%3A%2F%2F66.media.tumblr.com%2F261cfa2fd55f9f11bc353fb62d3669c2%2Ftumblr_otcrfoEeF51urb3g3o1_500.gif&f=1
Akcję gry umiejscowiono w południowej Ameryce. Wreszcie wyrwiemy się z szarego i burego USA do kolorowej krainy, pełnej zieleni, slumsów, ćpunów i biedoty. Payne 3 to nadal korytarzowa strzelanka, jednak przez "otwarcie dachów" świat wydaje się bardziej wolny.
https://proxy.duckduckgo.com/iu/?u=http%3A%2F%2Fwww.gamingdragons.com%2Fimages%2Fgame_img%2Fscreenshots%2Fmaxpayne3%2Fss_482c837ea8912f750f17abccee94d033d619bb4b.1920x1080.jpg&f=1
Co do samej rozgrywki, kuuuurde jest moc. Wreszcie dostajemy grę AKCJI pełną gębą. Są przerywniki ciągnące fabułę. Sekwencje typu wchodzenie po drabinach poruszanie się między gzymsami też są w formie cutscenek. Rockstar dobrze to przemyślał, po prostu nie marnujemy czasu na jakieś duperele tylko wskakujemy w sam środek rozwałki. Niby każdy rozdział wygląda podobnie, wchodzimy rozpierdzielamy wszystkich na naszej drodze i brniemy naprzód. Wydawało by się, że po jakimś czasie zrobi się monotonnie - i tu się mylicie! Nawet przez chwilę nie przeszło mi przez głowę, że coś tu się powtarza. Byłem zbyt mocno skupiony na tym żeby wpakować trochę ołowiu jakiemuś oprychowi między oczy.

A na koniec muzyka. Nie ma nic lepszego niż konkretna rozwałka przy akompaniamencie świetnie dobranych utworów i tu Rockstar dostarczył! 

Podsumowując:
- oldschoolowy system strzelania dający masę frajdy + Bullet Time yyy JEST
- klasyczna fabuła z Hollywoodzkich filmów akcji JEST
- muzyka ooo tak i to jeszcze jaka! JEST

Mówiłem, że to dobra gra? I mimo upływu lat nadal świetnie wygląda. Polecam wszystkim którzy jakimś cudem przegapili ten tytuł. Masz tu niżej muzyczkę posłuchaj sobie, a potem siadaj do grania.



Spider-Man: Edge of Time, kolejna gra z uniwersum Marvela o znanym wszystkim super bohaterze. Tytuł, który czaił się na mnie niczym pająk...

Spider-Man: Edge of Time, kolejna gra z uniwersum Marvela o znanym wszystkim super bohaterze. Tytuł, który czaił się na mnie niczym pająk w swojej sieci wyczekujący niczego świadomej ofiary. I haps mam Cie, zwinął pająk muchę, a ja wrzuciłem grę do napędu mojej PS3.
Gra rozpoczyna się (to nawet nie będzie spoiler) śmiercią Spider-Mana, oh nie! Tak, pająk ginie i nie zostaje zabity wielkim kapciem tylko z rąk Anty-Venoma (co?). To nie ja pisałem scenariusz do tej gry, ale zaczyna się dziwnie. Dalej jest jeszcze dziwniej, poznajemy naszego głównego oponenta, który jest tak nijaki, że nawet nie pamiętam jego imienia – chociaż grę ukończyłem wczoraj. No nic, w skrócie ten zły gościu coś majstruje z czasem, a ja Spider-Man 2099 próbuję powstrzymać tego złego. Prościej się chyba nie dało.

W Edge of Time kontrolujemy dwa pająki na zmianę. Ten z przyszłości wyposażony w nowoczesne technologie o imieniu Miguel O'Hara i Peter Parker, klasyczny pająk z 1970 roku. Cała akcja dzieje się w jednym budynku, który na moje oko to ma kilka kilometrów wysokości. Różnica jest taka, że przygoda odbywa się w przyszłości i teraźniejszości – zakładając, że 1970 jest teraźniejszością. Pająki muszą współpracować, aby nie dopuścić do śmierci tego starszego bo inaczej zmieni się cała przyszłość. Ktoś jeszcze nadążą? Cała zabawa polega na tym, że zmieniając coś w przeszłości oddziałujemy na przyszłość. Prosty przykład  niszczę jakąś ścianę i w przyszłości pojawiają się drzwi w tym miejscu. I tak pająki biegają, wspierają się, skaczą i biją aż do końca gry.

Co do samych pająków. Projekt postaci wyszedł dobrze, trochę dziwnie biegają wymachując tymi rękoma, ale poza tym jest w porządku. System walki choć prosty może komuś sprawić frajdę. Za zebrane punkty rozwijamy umiejętności wybranego bohatera lub inwestujemy we współdzielone atrybuty.

I w sumie to by było na tyle, mógł bym napisać koniec, ale nie daruję tak łatwo. Spider-Man: Edge of Time to jedna z gorszych gier o pająku w jaką miałem okazję zagrać. Wszystko jest tutaj złe. Postacie wrzucone w sam środek bałaganu, nie wiemy nic o nikim  tylko Petera Parkera kojarzę bo to jakby nie patrząc prawdziwy Spider-Man? Ten drugi gościu Miguel... Nie mam pojęcia kto to, zero wprowadzenia czy czegokolwiek. Od razu lecimy za złym typkiem, który jest czarnym charakterem.
Wszystkie plansze to zamknięte korytarze, o bujaniu się na pajęczynie możecie zapomnieć. Chodzenie po ścianach też nie jest zbyt ciekawe, pająki szybko się gubią odnośnie kierunku, w którym mają iść. Same pomieszczenia są puste, metalowe i odtwórcze. Cały czas będziecie robić to samo, przechodzić z punktu A do B, pokonywać przeciwników, otwierać drzwi i skakać do szybu wentylacyjnego. Czasem zdarzy się to samo tylko z ograniczeniem czasowym.

Co do walki, kuuuurrdeee myślałem, że chociaż tutaj będzie fajnie. Otóż nie, nawet nie potrafię powiedzieć czym różnił się zwykły Spider-Man od tego z 2099. Chyba tylko kostiumem. Biją tak samo, skaczą tak samo, a nie czekaj mają inny głos... Strasznie się rozczarowałem bo potencjał był spory, a został całkowicie zmarnowany. Walki w Edge of Time to jakaś kara, nie ma tutaj ciekawych pojedynków gdzie pająk używa swoją nadludzką zwinność. Zamiast tego pałujemy całe hordy przeciwników pojawiających się znikąd. Momentami czułem się jak w Dynasty Warriors. Bije i bije, a oni ciągle idą i idą. W pewnym momencie odpuściłem i po prostu omijałem niepotrzebne pojedynki. Bossowie, nie pamiętni, zwykli przeciwnicy to 2-3 rodzaje tylko w formie ludzi, robotów i jakichś mutantów. A żeby dopełnić wszystkiego, ciągle goni nas czas i gra wręcz sugeruje nam, że trzeba gnać. W sumie nawet nie ma nad czym się zachwycać, bo nie uświadczycie tu żadnych wyjątkowych miejscówek.
Podsumowując, nie mam pojęcia jak ta gra zdobyła tak wysokie oceny i jest chwalona w tylu recenzjach. Moim zdaniem kompletnie zmarnowany potencjał, sama postać pająka z 2099 mogła być tak pomysłowo zaprojektowana. Czułem się jakbym grał tym samym pająkiem tylko w innym ubranku. Cały czas powtarzające się sekwencje. Otwierania drzwi w ten sam sposób. Zdobywanie kluczy lub naprowadzanie rakiet w celu zniszczenia ścian szybko mnie wymęczyły. Grę ukończyłem w dwa wieczory. Na szczęście była krótka, bo kilka godzin więcej i bym po prostu zrezygnował. Jeszcze na siłę przeciąganie ostatnich momentów gry. Dokładanie kolejnych fal przeciwników byle tylko na liczniku wyszło że gra trwała 6 godzin a nie 4. I mimo mojej wielkiej sympatii do tej postaci, ciężko jest mi ją polecić komukolwiek. Nawet fani Spider-Mana nie zasługują na taką grę. Patrząc na inny tytuł Spider-Man: Web of Shadows wydany w 2008 roku, który nie został ciepło przyjęty to przy Edge of Time to świetna gra. Mam z nią same dobre wspomnienia. A tutaj? Zrobione wszystko byle jak. Zabierzcie to ode mnie, nie chce więcej na to patrzeć. Ta gra powstała chyba tylko po to żeby Activision nie straciło praw do marki. Nie polecam, nikomu – chyba, że lubisz marnować swój czas na nudne i monotonne gry.


Witajcie ponownie, po długiej przerwie udało mi się znaleźć i ukończyć kolejną ciekawą pozycję, którą mogę śmiało dodać do swojej listy t...

Witajcie ponownie, po długiej przerwie udało mi się znaleźć i ukończyć kolejną ciekawą pozycję, którą mogę śmiało dodać do swojej listy top gier o wampirach. Tym razem wykopałem niezły relikt, który swe początki miał w roku 1983. Mowa tu o serii powieści napisanych przez Hideyuki Kikuchi, a ilustrowanych przez Yoshitaka Amano. Vampire Hunter D (吸血鬼ハンターD Banpaia Hantā Dī). Do dziś, powstało łącznie 26 powieści jak również, mangi, filmy anime i jedna gra o przygodach owego łowcy wampirów.
Vampire Hunter D Bloodlust z 2000 roku. Film, który w całości, (nie wiem czy to legalne) można obejrzeć na YouTubie <--- tutaj kliknij to nie wirus. To właśnie dzięki temu filmowi dowiedziałem się, że taka postać istnieje i to zachęciło mnie do zagłębienia się w uniwersum Vampire Hunter D. Kiedy odkryłem, że powstała też gra o przygodach łowcy wampirów wiedziałem, że trzeba ją sprawdzić. Vampire Hunter D miała swoją premierę w 1999 roku w Japonii, a reszta świata ujrzała ją rok później. W podobnym okresie powstał animowany film. I tak jak się domyślacie, gra jest oparta na historii z filmu o ile nie jest trochę bardziej rozbudowana. Twórcą tego tytuły jest już nieistniejące Victor Interactive Software pochodzące z Japonii. Studio, które zasłynęło z serii gier Story of Seasons. W 2003 roku zostało wchłonięte itd itd.
Bezpośrednio przetłumaczone z Wikipedii: W roku 1999 rozpoczęła się wojna nuklearna. Arystokraci byli wampirami, którzy zaplanowali tą całą bitwę. Ludzkość została mocno przetrzebiona. Szlachta, którą zwą się wampiry użyła swej magii oraz nauki, co w połączeniu dało im potrzebne zasoby do odbudowania cywilizacji według swej wizji. Prawie wszystkie magiczne stworzenia zostały zaprojektowane. Nie licząc niewielkiej ilości demonów, którym udało się przetrwać holokaust. Mimo swej zaawansowanej technologii umożliwiającej wytwarzanie czegoś w rodzaju zamiennika dla krwi, wampiry wciąż preferowały żywienie się ludzkim osoczem. Człowiek również został poddany badaniom genetycznym, w których zaczepiono większy strach wobec wampirów. Wymazano ludziom z pamięci słabości tych stworzeń. Ludzie po prostu zapomnieli, że wampiry boją się czosnku czy krzyży. Żeby niczego im nie zabrakło zaczęły tworzyć cywilizację, w których wampiry i ludzie koegzystowali. Z czasem przeistaczając planetę w ogromne parki i miasta. Po pewnym czasie społeczeństwo odkrywa, że wampirza technologia osiągnęła swój zenit. Przepowiednia, która zwiastuję ich upadek z ludzkiej ręki tylko podbudowuję zuchwałość i chęć podjęcia walki wśród ludzi.  Arystokracja ma też jedną zasadną różnicę w porównaniu do wampirów z innych opowieści, może się rozmnażać. Aczkolwiek,  ich dzieci po osiągnięciu fizycznej dojrzałości przestają się starzeć i dziedziczą nieśmiertelność swego rodzica. 

- Moja córka została porwana przez wampira, proszę pomóż nam. Mam 500 tysięcy dolarów w formie zaliczki. Zapłacę Ci kolejne dwa miliony , kiedy doprowadzisz moją córkę bezpiecznie do domu.
- Może już być za późno...
- Jeżeli, jeżeli została już zabrana przez wampira i jeśli będzie musiała zostać zabita, niech będzie to bezbolesna i szybka śmierć.
- Jak się nazywa?
- Charlotte, jest moją najcenniejszą córką, a teraz spiesz się! Mój syn również wynajął innych łowców.

Jest rok 12090 A.D. Minęło dziesięć tysięcy lat od ostatecznej wojny, która doprowadziła do wyginięcia ludzkość. Od tamtej pory wampiry panują nad światem, lecz teraz są gatunkiem zagrożonym, a to jest ich ostatnia godzina. Ludzie odzyskują władzę po wielu mrocznych latach. Lecz niektóre wampiry nadal utrzymują się przy władzy w wybranych regionach. Kontynuują swoje ataki na ludzi. To spowodowało ogromny rozwój profesji łowców nagród, którzy zachęceni obietnicą wzbogacenia podejmują się oczyszczania takich miejsc. Pośród tych łowców są też Dhampiry, pół ludzie pół wampiry, uważani za najskuteczniejszych w tym fachu. Z czasem ludzie zaczęli snuć opowieści o młodym tropicielu posiadającym nadzwyczajną urodę i umiejętności...

Tym poszukiwaczem jestem ja! Vampire Hunter D. D, bo tak się przedstawia to hybryda, owoc miłości wampira z ludzką kobietą - idealny tropiciel wampirów. Doskonałe umiejętności, gracja i uroda młodzieńca to jego znak rozpoznawczy. Niestety, tak samo jak piękny tak i znienawidzony zarówno przez ludzi i potwory za jego mieszany rodowód. Zrodzony z obu ras jednak nie przynależący do żadnej. Często lekceważony przez swych przeciwników, D posiada siłę arystokratów i tylko strzępki ich słabości. Sam wygląd D jest dość prosty i skromny, ubrany całkowicie na czarno z ogromny kapeluszem przysłaniającym jego twarz, dzierży na plecach sporej wielkości miecz. Naszym nieodłączonym kompanem jest lewa ręka.

Tak, lewa ręka a raczej dziwny pasożyt mieszkający w niej. Z wyglądu przypomina twarz człowieka i jak na samą twarz jest bardzo wygadany i ma dużo do powiedzenia. Oprócz uraczenia nas konwersacją, ręka lub rąsia, posiada magiczne właściwości. D za pomącą lewej dłoni może stworzyć coś w rodzaju odkurzacza, który wsysa wszystko niczym czarna dziura. W grze taki zabieg umożliwia nam leczenie się oraz atakowanie ognistymi kulami. Rąsia potrafi również przywrócić nas do życia gdy polegniemy w walce.
Sama gra rozpoczyna się w drzwiach zamku arystokraty o imieniu Meier Link, który porwał wcześniej opisaną dziewczynę Charlotte. Robota wydaje się prosta, wytropić niewiastę odzyskać z rąk porywacza i bezpiecznie przywieść do domu. Niestety, zadanie wydaje się tylko z pozoru łatwe i mimo, że D ma przewagę nad przeciwnikami to wciąż musimy się napocić. Pierwsze minuty z grą od razu będą kojarzyć się z grami typu Resident Evil gdzie postacie są w całości zrobione z poligonów, a lokacje pre-renderowane. Grę śmiało postawię obok Residenta za swoją grywalność - poruszanie się krzyżakiem jak i przeczesywanie zamku. Zbieranie przedmiotów, kluczy czy rozwiązywanie zagadek. Jako D możemy biegać, chodzić i zmieniać tryb między walką i eksploracją (za pomocą wyciągania i chowania miecza). Różnica co do gier z serii Resident jest taka, że D może również blokować ataki przeciwników jak i odzyskiwać dzięki nim życie. Oczywiście znajdziemy tu różnego rodzaju kapsułki z krwią, eliksiry uzdrawiające czy antidotum. Na ekranie widać trzy paski odzwierciedlające status naszego bohatera:

1. Pasek zdrowia HP
2. Pasek wampiryzmu VP
3. Pasek ręki, który wypełniamy absorbując osłabionych wrogów
Jak wyżej wspomniałem D będzie zbierać przez grę różne przedmioty takie jak mapy czy klucze. W swoim inwentarzu znajdzie też miejsce na granaty odblaskowe, ręczne czy drewniane strzałki.

O samej grze, zestarzała się bardzo. Ząb czasu nadgryzł ją mocno, ale co się spodziewać po takiej oprawie? Na szczęście ograłem ją na PSP. Wciśnięcie na tak mały ekran sprawiło, że tytuł był znośny wizualnie. Lecz to co przyciągnęło moją uwagę do tego tytułu to fakt, że pomimo nadzwyczajnych mocy i przewagi głównego bohatera nad przeciwnikami twórcy zrobili fajną grę. Nie będziemy tutaj skakać i wymachiwać mieczem we wszystkie strony, a raczej skupimy się na eksploracji i rozwiązywaniu łamigłówek. W moim odczuciu to strzał w dziesiątkę przy takim bohaterze i daję sześć wampirzych skrzydełek na sześć możliwych. Historia jest dość prosta, ale po obejrzeniu filmu gra jest swoistym dopełnieniem. Oczywiście, znajdą się minusy jak wspomniana oprawa graficzna czy archaiczne sterowanie. To mnie nie zniechęciło, a sam fakt, że tym razem gram w "residenta", ale nie jestem człowiekiem sprawiło sporo frajdy. D jako postać jest mało mowny  - coś typowego u Dhampirów, tak jego lewa ręka lubi sobie komentować od czasu do czasu. Rąsia będzie też opisywać nam przedmioty i sytuację w których się znajdziemy.
Vampire Hunter D otrzymało mieszane oceny z przewyższającą liczbą negatywnych. Głownie narzekano na sterowanie jak i blokowanie, które przyczyniły się do nieprzychylnych ocen. Z jednej strony zachwalano świetną animację dobywanie jak i chowania miecza przez D, a z drugiej inne aspekty choćby poruszanie się. Fani byli bardziej wyrozumiali i w ich gronie gra jest uważana za dobrą, 7.1/10 na IGN i 6.4/10 od GameSpot.

Podsumowując, Vampire Hunter D na PSX to fajna przygoda, w której mamy możliwość wcielenia się w D i odtworzenia historii z filmu. I mimo, że gra ma swoje wady, bawiłem się przy niej świetnie. Jeżeli jesteś osobą, która potrafi przymrużyć oczy na coś takiego jak oprawa wizualna i trochę sztywne sterowanie, a szuka dobrej gry o wampirach to trafiłeś idealnie. Polecam wszystkim ludziom i krwiopijcom.








Cześć, niedawno ukończyłem Wiedźmin 3 Dziki Gon - i mimo, że gra była cholernie dobra poczułem się zmęczony. Potrzebowałem przerwy od t...

http://www.firewatchgame.com/images/badge.png

Cześć, niedawno ukończyłem Wiedźmin 3 Dziki Gon - i mimo, że gra była cholernie dobra poczułem się zmęczony. Potrzebowałem przerwy od tych wielkich tytułów z ogromnymi mapami i zadaniami rozsianymi po całym bożym świecie. Wtedy mnie olśniło. Przypomniało mi się, że jakoś na święta była jedna z tych wielu wyprzedaży na Playstation Store. Pośród masy gier znalazł się tytuł, który w sumie chciałem ograć, ale jakoś nigdy nie miałem ochoty czy specjalnie chęci do jego zakupu. Mowa o Firewatch. Z materiałów w internecie pamiętałem, że recenzenci zachwalali ten tytuł i podkreślali, że gra jest dość "spokojna". Tak, spokój, tego właśnie było mi trzeba. Uciec od tych wszystkich poważnych przygód i zaszyć się na jakimś odludziu. Dlaczego by nie zrobić tego gdzieś głęboko w lesie na wieży obserwacyjnej w roli strażnika parku narodowego. 

Chociaż strażnik to może zbyt dużo powiedziane, raczej amator szukający dodatkowego zarobku. Nazywam się Henry, a moja praca polega na pilnowaniu porządku wokół ustalonego obszaru w parku narodowym. Chodzenie po lesie, pouczanie młodzieży o zakazie spożywania alkoholu czy zaśmiecaniu dzień jak co dzień. Najważniejsze jest oczywiście wypatrywanie oznak pożaru, który trzeba natychmiast zgłosić. Naszym systemem łączności jest typowe walkie-talkie, dzięki któremu możemy kontaktować się z naszym przełożonym. Delailah bo o niej mowa, to nasz szef. Kobieta, która dużo z nami rozmawia i to ona bezpośrednio wydaje nam polecenia odnośnie tego co trzeba wykonać w danym czasie. Poza nią nie mamy z nikim innym kontaktu. Rozmowy odbywają się na zasadzie kilku wyborów, na które mamy ograniczony czas. I może wydawać się średnie to jednak jest to bardzo fajny sposób prowadzenia fabuły i konwersacji. Walkie-talkie daje nam tą naturalną chwilę zastanowienia się i podania odpowiedzi. Oczywiście goni nas czas, więc musimy szybko coś odpowiedzieć lub przemilczeć dany temat. I to w sumie tyle. Spacery po lesie, delikatna muzyczka w wybranych momentach i rozmowy z Delailą - czasem poważne tematy, a czasem luźne gadki o niczym. Firewatch jest tym czego szukałem. Luźna historia nie wymuszająca od gracza skomplikowanych rzeczy. Weź swój plecak wyciągnij mapę i maszeruj do wyznaczonego punktu posługując się kompasem. Z tą grą naprawdę wypocząłem i w sumie to miałem okazję wejść w buty pracownika parku narodowego. Mimo, że zabawa jest dość krótka - od 4 do góra 5 godzin to ja tak jak i Henry potrzebowaliśmy uciec od zgiełku miasta, tych wszystkich obowiązków i "dużych rzeczy" polecam.

https://www.firewatchgame.com/screenshots/firewatch-e3-5.jpg

Divinity Original Sin 2, gra o której mógł bym pisać/gadać godzinami i to nie starczyło by mi czasu żeby to wszystko jakoś spiąć w całoś...


https://news.xbox.com/en-us/wp-content/uploads/DivinityLaunchHERO-hero.jpg
Divinity Original Sin 2, gra o której mógł bym pisać/gadać godzinami i to nie starczyło by mi czasu żeby to wszystko jakoś spiąć w całość. Czym i dla kogo właściwie jest ta gra. Divinity 2 to luźna kontynuacja części pierwszej. Piszę luźna bo nie wymaga od gracza zapoznania się z pierwowzorem - są jakieś nawiązania, ale tak mało istotne, że nic nie stracicie. Nie mniej, grę również polecam. Jednak dzisiaj napiszę to i owo o dwójeczce. Divinity 2 to taktyczna, turowa gra RPG w klimatach fantasy. Pierwsze skojarzenie - seria Baldurs Gate. Elfy, krasnoludy, jaszczuro-ludzie, miecz i magia to chleb powszedni w tej grze.
https://images.gamewatcherstatic.com/screenshot/image/4/8d/297454/6.jpg
Dialogi i opisy są w całości po polsku
No dobra, ale od czegoś trzeba zacząć. Jak w każdej szanującej się tego typu grze, tworzymy swoją postać. W Divinity 2 twórcy wprowadzili spore zmiany pod tym względem. Kreator umożliwia utworzenie swojej własnej postaci lub skorzystać z jednej z 6 gotowych. Te przygotowane wcześniej różnią się tym, że mają swoją fabułę, charakter i wrodzone umiejętności. Więc, oprócz zadań głównych mamy możliwość przejścia ich własnych opowieści. Od razu ostrzegam, że stworzenie postaci nie jest takie proste i warto poświęcić temu chwilę, żeby potem nie żałować swoich decyzji. W szczegóły wolę się nie zagłębiać, są temu poświęcone całe strony i tam polecam szukać informacji jak stworzyć solidnego bohatera.


System walki
Jedną z najprzyjemniejszych rzeczy w Divinity 2 to walka. Każdy pojedynek to oddzielne wyzwanie, które trzeba dobrze rozegrać. Jeden błąd i cała drużyna gryzie glebę (w sumie poziom trudności robi swoje). Potyczki jak pisałem wyżej są w systemie turowym. Każda postać ma maksymalnie 6 punktów akcji, które może wykorzystać na kilka sposobów - ruch, atak czy użycie przedmiotu.  I tu jest cała magia (dosłownie i w przenośni) bo mimo, że możemy kogoś porazić prądem, to nie lepiej najpierw rzucić balona z wodą i trzasnąć piorunem cały zalany obszar? Możliwości jest sporo. Nasza pozycja na polu walki, jakie użyjemy zaklęcia itp. są kluczem do zwycięstwa. Jesteś wyżej? No to masz większe pole widzenia i zadajesz dodatkowe obrażenia. Stoisz w oleju? Uważaj żeby ktoś cie nie podpalił. Wykorzystanie pola bitwy i łączenia ze sobą żywiołów to istny majstersztyk i wizytówka tej serii. Mimo, że niektóre walki sprawiały problem - zwykły pojedynek potrafił trwać +30min to po jego ukończeniu mój pasek satysfakcji był wymaksowany. 

https://farm1.staticflickr.com/871/39380754880_7ba9b80aff_b.jpg

Fabuła
Jest, i oprócz głównego wątku przyjdzie wam do ogrania pokaźną ilość zadań pobocznych. Niektóre, będą ciągnąc się z wami przez bardzo długo, a inne będziecie mogli rozwiązać w przeciągu kilku minut (czasem zwykłym dialogiem). Najfajniejsze w Divinity 2 jest to, że misje można rozwiązać przeważnie na parę sposobów. Od najprostszego typu idź i zabij, aż po przeprowadź śledztwo i złóż raport u odpowiedniej osoby, która sama wyciągnie z tego konsekwencje. Oczywiście im bardziej się napracujemy nad zleceniem tym lepsza czeka nas nagroda. Spokojnie, nie uświadczycie tutaj typowych "fetch-questów" czy zabij wilki i zdobądź pięć skórek.

Świat, muzyka
Divinity Original Sin 2 jest ogromne, świat jest żywy, kolorowy, a czasem mroczny. Przemaszerujecie przez różne krainy i odwiedzicie ciekawe miejsca. Stare krypty, jaskinie, lasy czy miasta - te ostatnie żyją i czuć to na każdym kroku! Napotkane postacie potrafią zaciekawić swoją historią i zlecić nietypowe zadania. Całość okraszona jest klimatyczną muzyką, która w zależności od lokacji czy sytuacji (przeważnie walka) zmienia się i wpasowuje w moment. 

https://farm1.staticflickr.com/871/39380754880_7ba9b80aff_b.jpg



Larian Studios mimo małego rozmiaru, stworzyło coś ogromnego. I nie mówię tu o kolosie na glinianych nogach tylko tytanie dzierżącym całą planetę na swoich barkach. Bo tak dobrą grą jest Divinity Original Sin 2. Twórcy wyciągnęli wnioski z pierwszej gry i ten sequel jest tego dowodem. Oczywiście znajdą się jakieś wady czy drobne błędy - mimo tego śmiało mogę stwierdzić, że jest to jedna z najlepszych gier jakie miałem okazję ukończyć w tym roku. Cała zabawa zajęła około 160 godzin. Więc jak sami widzicie, gry starczy na bardzo długo, a mimo tego nic się nie nudziłem! Jeszcze jedno, tak jak Divinity Orignal Sin, drugą część można ukończyć całkowicie w kooperacji na wspólnej kanapie! Polecam polecam polecam, ta gra to istna petarda i godny następca swojego poprzednika.