Salon z automatami gier video - jedna z wizytówek lat 90.

W końcu wracam na bloga po dość długiej nieobecności. Zaszło trochę zmian w moim życiu głównie pod kątem wykonywanej pracy. W skrócie; rezy...

W końcu wracam na bloga po dość długiej nieobecności. Zaszło trochę zmian w moim życiu głównie pod kątem wykonywanej pracy. W skrócie; rezygnacja z pracy na kogoś, własna działalność i sklep internetowy, który mam nadzieję będę mógł Wam wkrótce zaprezentować. Na szczęście jest Wojtek który dzielnie walczył za mnie przez te kilka dobrych miesięcy absencji i również mimo braku czasu wrzucił w międzyczasie kilka fajnych i wartościowych tekstów do przeczytania. Dzięki Tobie blog nie wegetował.

Przejdźmy wobec tego do rzeczy, bo temat chodził mi po głowie już od dłuższego czasu. Chciałem poświęcić chociaż jeden wpis automatom - urządzeniom, które swego czasu pochłaniały większość moich drobniaków, a także sporą część kieszonkowego. Maszynom, które przyciągały nie tylko spragnionych gier małolatów, ale także lokalnych "bad boys'ów" którzy po prostu nie mieli na czym grać w swoich domach. Nie będzie to próba ugryzienia tematu od strony technicznej, tylko garść wspomnień tego co mnie do salonu gier przygnało, a następnie trzymało przez dobre kilkanaście miesięcy.

Automaty, chmury dymu papierosowego oraz "boss"

Pierwszy salon gier, który odwiedziłem mieścił się w moim rodzinnym mieście - Sokółce na ul. Piłsudskiego między starą przychodnią lekarską (która notabene już wtedy przychodnią nie była, bo mieściły się tam jakieś sklepy), a cukiernią (wybacz babciu te wyproszone drobniaki wydane na gry, a które miałem przeznaczyć na kupno ciasteczek). Bardzo chciałem zamieścić dla Was fotkę z tych lat (prawdopodobnie 1994 - 1996), ale niestety znalazłem tylko zdjęcie przychodni. Salon gier mieścił po prawej stronie we wnęce - kilka kroków przed tym budynkiem. 

Zdjęcie a w zasadzie kadr z filmu o Sokółce nagrywanego w 1995 roku.
Pierwszy salon gier mieścił się po prawej stronie we wnęce - kilka kroków przed najbliższym budynkiem widocznym na fotce.

Nie pamiętam kto mnie tam przyprowadził po raz pierwszy. Prawdopodobnie któryś z kolegów ze szkoły podstawowej rzucił tekst w stylu "Chodź po lekcjach na gierki, bo otworzyli pierwszy taki salon w mieście", a mnie nie trzeba było długo namawiać. Sam lokal nie robił szczególnego wrażenia, bo nikt tam nie bawił się w przesadne remonty czy ekspozycję. Pomieszczenie średniej wielkości; ściany białe a właściwie szare od papierosowego dymu, po prawej chyba 6 automatów, na wprost mała wnęka na prowizoryczną szatnię (właściwie składowisko ubrań) i po lewej biurko przy którym siedział "boss" - w sumie normalny koleś w średnim wieku z wąsami i atrybutem władzy w postaci przycisku aktywującego kolejny kredyt na wybranym automacie. Nie sposób pominąć faktu, że jedynie on mógł palić fajki w pomieszczeniu, a cała reszta nałogowców na zewnątrz. W związku z tym między automatami co jakiś czas unosiły się chmury dymu. Zresztą po kilku chwilach tam spędzonych i tak przestawało się na to zwracać uwagę.

W miejscu pierwszego salonu gier, przy ul. Piłsudskiego w Sokółce obecnie mieści się kwiaciarnia. 
Sam budynek niestety niszczeje, bo miasto nie może znaleźć odpowiedniego inwestora.

"Szefie jeszcze raz na jedynkę!"

Jak już wspomniałem wcześniej w głównym pomieszczeniu stało 6 urządzeń. Szczególnie zapamiętałem nr 1 umieszczony od razu po prawej stronie od wejścia. Na początku była na nim gra Final Fight, a którą poźniej zmieniono na Cadillacs & Dinosaurs. Na kolejnych: Battle Arena Toshinden 2 (później następne części), Ultimate Mortal Kombat 3 (z dwoma brakującymi przyciskami przez co nie dało się wykonać wszystkich Fatality), Street Fighter 2, The King of Fighters '95 oraz Metal Slug zamiennie z Puzzle Bobble (znane także jako Bust-a-Move).

Oryginalny automat Final Fight
Niestety te obecne w naszym mieście nie były takie kolorowe. 

Co sprawiło, że przychodziłem tu przez kolejne miesiące? Na pewno nie przyczyniły się do tego lokalne zakapiory, które też lubiły tu bywać chociażby po to, aby wyżyć się na młodszych kolegach za swoje codzienne niepowodzenia. Który odważny pokona dwa razy większego w Fatal Fury pod groźbą dogrywki na zewnątrz niech podniesie rękę? Na szczęście chłopaków szybko gry zaczynały nudzić, więc po zbiórce udawali się do miasta w poszukiwaniu nowych wrażeń. Lokal był bez szału, a wygląd automatów też znacząco odbiegał od tego co publikowano w gazetach o grach video. Tutejsze maszyny nie miały takich ładnych, efektownych obudów. W dodatku "szef" przy wpłacie większej kwoty lubił mylić ilość "kredytów" (kreseczek skreślanych na gazecie) - niestety najczęściej na moją niekorzyść.

Final Fight (1989)

Mimo, że byłem posiadaczem wtedy naprawdę dobrego PC to jednak gry automatowe mnie urzekły. Na komputerze nie było naprawdę dobrych chodzonych mordobić, a jeszcze w dodatku takich które można było przejść na dwie osoby. Tę lukę wspaniałe wypełniło Final Fight. Wielkie wrażenie zrobiły na mnie zróżnicowane miejscówki tj. różnorakie speluny, niezapomniane metro czy ring. Nie bez znaczenia pozostał też duży wybór przeciwników i unikatowe walki z bossami. Nawet jeśli nie było akurat chętnych kumpli do gry to przeważnie znajdował się ktoś nieznajomy, który wrzucał monetę. Tym sposobem Cody i Guy (najczęściej właśnie takie combo) po raz kolejny wyruszali ratować córkę burmistrza Haggara. Próbom nie było końca, tym bardziej że zawsze ktoś podrzucał nowy sposób na zablokowanie bossa czy szybsze zniszczenie samochodu na bonusowej planszy. Coś było w tym tytule, że nawet mimo niewielkiej ilości kombinacji ciosów naszych bohaterów gra nie pozwalała odejść od automatu. Cóż, zawsze można było użyć broni białej czy metalowej rurki co sprawiało ogromną frajdę.

Final Fight (1989)

Po jakimś czasie Final Fight wymieniono na Cadillacs & Dinosaurs. Oczywiście pojawiły się pierwsze narzekania, ale równie szybko poszły w niepamięć. W C&D oprócz nowych bohaterów i miejscówek (główne miejsce akcji - dżungla), dodano bronie palne, specjalne etapy gdzie śmigało się autem, a także dinozaury! Muzyka i oprawa graficzna pozostała na mniej więcej tym samym, naprawdę przyzwoitym poziomie. Było za to zdecydowanie bardziej kolorowo. Do dzisiaj w pamięci tkwią mi okrzyki speakera "GO GO GO" poganiające aby pruć do przodu. I znowu historia zatoczyła koło, właśnie ten automat był okupowany najczęściej.

Cadillacs & Dinosaurs (1993)

Takich bijatyk 3D jak Battle Arena Toshinden 2 zdecydowanie brakowało na komputerach. Tzn. akurat ta gra wyszła na PC, ale znalezienie jej w jakimkolwiek sklepie graniczyło z cudem. Poza tym nawet gdyby udałoby mi się ją odpalić na moim sprzęcie, wyglądałaby zapewne jak ubogi krewny automatowej wersji. A tutaj zarówno zarówno obłędna grafika jak i doskonały klimat po prostu wylewały się z ekranu. Duży wybór postaci używających specyficznych broni, mnóstwo różnych ciosów specjalnych oraz przepięknie wykonane areny stanowiły wystarczający powód, aby ponownie zagrać. Automat z Ultimate Mortal Kombat 3 przyciągnął mnie dlatego, że na komputerze miałem zwykłą edycję Mortal Kombat 3, ale nie było tam kilku zawodników, przede wszystkim uwielbianego przez chyba wszystkich Scorpiona. Ponadto w Ultimate Mortal Kombat 3 były dwie nowe areny i świetna, mroczna muzyka, której nie było w moim Mortal Kombat 3 (a to dlatego, że był niestety spiracony). Od pierwszego zagrania w wersję automatową nie mogłem pozbyć się wrażenia że prawie ta sama gra zainstalowana na komputerze jest po prostu uboga. Do automatów ze Street Fighterem 2 i The King of Fighters '95 wrzucałem monety zdecydowanie najrzadziej, jak już znudziły mnie pozostałe tytuły.

Battle Arena Toshinden 2 (1995)

Cena za "kredyt" nie była wygórowana. Jedna rundka kosztowała 5000 złotych (starych) czyli obecne 50 groszy, co nie stanowiło jakiegoś wielkiego wydatku. Zamiast kupować Snickersa czy puszkę Pepsi można było odłożyć kasę na dwa podejścia. Przywołane na samym początku ciastko z cukierni wystarczało na 3 gry. 

Bez wątpienia pierwszy salon gier otwarty w moim rodzinnym mieście miał swój klimat. To dzięki niemu odkryłem prawdziwe, chodzone mordobicia i zagrałem w pierwsze bijatyki 3D. Do teraz mam przed oczami obraz jak blisko godziny zamknięcia wszyscy spłukani gracze otaczali automat na którym jeszcze ciągle ktoś grał. Stali tak wpatrzeni, czasem rzucali jakieś rady w stronę grających, albo po prostu rozmawiali ze sobą. Mimo, że pochodzili z różnych grup społecznych czuli się zintegrowani - łączyło ich wspólne hobby. Nawet "boss" był milszy i nas trochę polubił, albo szybciej... nasze pieniądze.

Ultimate Mortal Kombat 3 (1995)

Minęło półtorej roku, a może nawet dwa lata i prawdopodobnie ten sam kolega oznajmił mi że powstał w mieście nowy salon gier z prawdziwego zdarzenia. Oczywiście nie omieszkałem sprawdzić, bo mieścił się zaledwie kilka kroków od pierwszej otwartej jakiś czas temu gralni. Zobaczyłem ładny, dwa razy większy lokal i automaty z obudowami z prawdziwego zdarzenia. Były nawet atrapy motocykli do jazdy, na które można było wsiąść bo reagowały na ruch. Na nowo zainstalowanych urządzeniach był pierwszy Tekken, wyścigi Sega Rally, chyba któraś część Virtua Fighter oraz wspomniane wcześniej motory. Dodatkowo w pakiecie zakaz palenia, a więc i czyste powietrze. 

Dawny budynek drugiego salonu gier w Sokółce, również przy ul. Piłsudskiego.

Cena za grę wynosiła 1zł, albo nawet 1zł i 50 groszy więc granie kalkulowało już się znacznie słabiej. Niestety również gry jakoś mnie nie porwały i w zasadzie mój pobyt tam zamknął się może w dwóch wizytach. Przeżytek, przesyt, przegięte ceny, a może byłem już wtedy zauroczony PlayStation? Tak, to zdecydowanie pierwsza konsola Sony była tym czynnikiem, który definitywnie zamknął mój ostatni rozdział przygód z automatami. Nie żałuję wydanej kasy, ani niezliczonych godzin spędzonych w salonie gier video. Gdzieniegdzie jeszcze można spotkać pojedyncze maszyny, np. w hotelach czy ośrodkach wypoczynkowych i za każdym razem przypominają mi one o tych pięknych czasach, które bezpowrotnie minęły.

3 komentarze:

  1. Mieszkam w Sokółce o papiętam te miejsca. Szczególnie automat nr 8 cadilaki i dinozaury ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mieszkałem 25 lat przy tym salonie. Dzięki za wspomnienia

    OdpowiedzUsuń
  3. W moim mieście jest restauracja, w której można pograć w gry ze znajomymi. To świetne miejsce. Moim zdaniem właściciele mieli fantastyczny pomysł.

    OdpowiedzUsuń