Najlepsze gry o wampirach #2

Tym razem przeskakujemy do innego uniwersum, dużo starszego - mającego swe korzenie jeszcze na Japońskim Famicomie. Jednak nie będę pi...


Tym razem przeskakujemy do innego uniwersum, dużo starszego - mającego swe korzenie jeszcze na Japońskim Famicomie. Jednak nie będę pisać o takim staruszku. Tytuł który ukończyłem został wydany na Playstation i Sega Saturn. Oto Castlevania: Symphony of the Night - gra, która często pojawia się na  podium top gier (PSX) wszech czasów. No nie da się przejść obojętnie obok takiego klasyka.

Fabuła rzuca nas cztery lata w tył do poprzedniej części gry Castlevania Rondo of Blood lub The Dracula X Chronicles. Za pomocą małej retrospekcji wcielamy się w Richtera Belmonta. On jak i jego poprzednicy to znani łowcy wampirów, którzy z pokolenia na pokolenie mierzą się z Drakulą i siłami zła (zawsze odnosząc sukces). Tym razem nie jest inaczej, gra pozwala nam stoczyć finałowy pojedynek z królem wampirów. Następnie rozpoczyna się właściwa historia, w której nie gramy jako członek rodziny Belmontów. Do zamku Drakuli przybywa Alucard. Tutaj też wyjaśnię - zamek Drakuli to "żyjąca istota", która pojawia się co jakiś czas (najczęściej raz na 100 lat). Tym razem minęło zaledwie 5, a Richter - odpowiedzialny za wygnanie wampira przepadł. Tak szybkie ukazanie się pałacu nie wróży nic dobrego. Technicznie biorąc, to nie zabijamy Drakuli, ale wykopujemy go z tego świata na jakiś czas? Ten wątek musiał zostać zrobiony z myślą o tworzeniu kolejnych części. I tak w skrócie to tyle. Reszta fabuły to eksploracja zamku, poznawanie jego sekretów, rozwiązywanie zagadek i walki z wszelkiej maści potworami.

Let's go out this evening for pleasure. The night is still young...

Te słowa będziecie często widzieć na swoim ekranie... Co do słów, to może kilka o naszym bohaterze. Alucard - pół człowiek, pół wampir (Dhampir). Przystojny młodzieniec o bladej skórze i białych lśniących włosach. Odziany w piękną zbroję przyozdobioną emblematami i herbem - prawdziwy szlachcic i łowca bestii! Co do samej rozgrywki na pierwszy rzut może wydawać się banalna i trochę toporna: skok, atak wybraną ręką czy unik/slajd do tyłu w stylu moonwalk'a Jacksona. Cała mechanika i zabawa jest ukryte głębiej, a gra wymaga od nas dojścia do tego samemu. Podczas naszej przygody będziemy często zmieniać ekwipunek. Nowe bronie, zbroje, płaszcze, hełmy czy błyskotki. Wiele z nich ma unikatowe umiejętności, które w połączeniu z tym co potrafimy mogą rozbudować całą zabawę. Oprócz tego sam Alucard zdobywa doświadczenie i zwiększa swój poziom. Dodatkowo, takie czynniki jak obrażenia od lodu, ognia czy błyskawic będą miały różne oddziaływanie na wybranych przeciwników.


Jednak co jest tak dobrego w tej grze, że znalazła się tutaj? Na pewno nie dubbing, bo jest okropny. Na szczęście Alucard jest małomówny i rzadko nadarza się okazja do rozmowy z kimś. Za to system walki jest dopracowany, jak już wyżej pisałem, obrażenia od żywiołów, rodzaj używanej broni czy atak w wybraną część ciała (o ile to możliwe) daje różne efekty. Dzięki implementacji takich detali w grze, nie tylko będziemy żonglować bronią, ale podczas walki przeciwnicy zmuszą nas do ciągłej zmiany taktyki. Choć brzmi skomplikowanie to tak nie jest. Wszystko jest kwestią czasu, aż przyzwyczaimy się do sterowania i możliwości naszego Dhampira. Kolejnym plusem zdecydowanie są lokacje, a raczej jedna. No bo zamek Drakuli to całość, która została przemyślanie stworzona i podzielona na różne segmenty. Przyjdzie nam zwiedzać klasyczne korytarze, lochy, sale balowe, bibliotekę, podziemia i jeszcze wiele więcej! Posiadłość jest olbrzymia, a etapy jak i przeciwnicy znajdujący się w nich mocno różnią się. Nie wszędzie też będziemy mogli pójść od razu. Nie pozwolą nam na to silni adwersarze, a także zablokowane przejścia wymagające specjalnych przedmiotów do ich odblokowania. Czasem lepszym wyborem będzie powrót do starych lokacji i lekkiemu wzmocnieniu się niż brnięcie na siłę. Nie bójcie się, typowego grindingu jest tutaj mało, a przemieszczając się z punktu A do B ( i tłuczeniu wszystkiego na swojej drodze) będziemy szybko podnosić poziom naszej postaci. Same potwory zostały też zrobione z głową, bossowie są charakterystyczni i od razu rozpoznamy ich pomiędzy zwykłymi bestiami. Każdy z nich ma swój unikalny zestaw ruchów do którego będziemy musieli obrać odpowiednią taktykę. Podstawowych przeciwników jest ponad 120 i gwarantuję, że nie różnią się tylko zmienionymi kolorami - jest w czym wybierać.


Najlepsze zostawiłem na koniec, a mianowicie muzykę! Jest idealna. Już? No już, tego nie da się opisać, trzeba uruchomić grę, wejść do wybranego pomieszczenia i przy wspaniałym akompaniamencie zacząć zabijać wszelkie maszkary. Twórcą tej niesamowitej ścieżki jest Pani Michiru Yamane, która odwaliła kawał dobrej roboty tworząc jedną z najlepszych ścieżek dźwiękowych do gier, jakie dane było mi usłyszeć. Pisałem ten tekst słuchając soundtracku z tej gry. Niżej wrzucam link do ścieżki:


Castlevania: Symphony of the Night sprzedało się w nakładzie 1,27 miliona kopii. Jest to zarazem najlepiej sprzedająca się część Castlevani jaka kiedykolwiek wyszła, a także najdroższa o ile chcieli byście ją nabyć teraz. Za egzemplarze marnej jakości musicie przygotować od 400 zł w górę. Jak macie szczęście to możecie trafić na dopakowane wydanie z pełną ścieżką dźwiękową i małym artbookiem. Ja byłem cwany i kupiłem swoją kopię przez Playstation store. Jak wspomniałem na początku, wyszła też wersja na Sega Saturn, niestety tylko w Japonii. Nie ma co płakać, okazuje się, że w grze Castlevania na PSP jest dodatkowo ukryta pełna wersja Symphony of the Night!

Podsumowując, nie ma się co oszukiwać gra nie należy do łatwych. Momentami myślałem, że wybrane sekwencje są niemożliwe do ukończenia. Na szczęście moja upartość i narastający gniew pomogły mi w ciężkich chwilach. Symphony of the Night to klasyczna platformówka/przygodówka 2D dająca możliwość wcielenia się w nietypowego bohatera i przeżyciu wyjątkowej historii. Tym razem role się odwracają, oprócz posiadania mrocznych mocy, polujemy na wampiry. Sama muzyka to 5 wampirzych ząbków na 5 możliwych, a pozostałe aspekty gry po prostu polecam!

0 komentarzy: